Wstaliśmy dziś o jakieś absolutnie chorej porze, bo o 6 rano! Jak dla nas to środek nocy, bo jesteśmy śpiochami, a do tego, do gustu raczej pasuje nam życie sowie niż “poranno ptasze” 🙂 Ale postanowiliśmy wypróbować nasz zestaw do piaskownicy, więc zabraliśmy green team do najbliższej nam znanej. Padło na okolice Fossil Rock. Piaskownica ma tam bardzo ładny pomarańczowy piasek i podobno od czasu do czasu można znaleźć w niej skamielinę jakiegoś morskiego żyjątka, które żyło tu przed milionami lat, jak jeszcze było tu morze 🙂

Początkowo zabawa była super, a w zasadzie, co ja gadam, do końca była super zabawa. Wspinanie się na jedną wydmę za drugą, potem trochę w dół i znowu do góry… extra!!!
Przed samym fossil rock niestety ‘Indianka’ zakopała się w piasku. Najpierw próbowaliśmy wykopać ją łopatami i wyjechać, ale niestety zakopywała się coraz bardziej. Najgorsze, że zakopała się w niefortunnym miejscu gdzie piasek był na prawdę sypki, a do tego w niecce. Postanowiliśmy użyć ‘Randżiego’ do wyciągnięcia jej, ale niestety nie dość, że o połowę lżejszy od niej, to też ciut słabszy… bardzo chciał nam pomóc, ale skończyło się to tym, że spalił sobie skrzynię biegów… I ot klops, niby dwa autka, ale jedno zakopane w piachu, a drugie ‘nieprzytomne’… co tu zrobić…
Nasza trójka, na środku niczego, z ograniczonym zapasem wody… Niby widać jakieś zabudowania na horyzoncie, ale upał i tylko “trach trach trach w zgrzyta zębach piach, słońce opala brzuchy, wiatr tarmosi nasze ciuchy…” hmmm pozostało nam śpiewnie tej piosenki i czekanie na ratunek… albo brnięcie przez piach do wspomnianych zabudowań.
Nagle patrzę a tu autko jedzie! Pawel pobiegł na górkę wołać o pomoc. Jak to mówią głupi ma szczęście 🙂 Okazało się, że było to auto z grupy szkoleniowej tutejszego urzędu komunikacji. Próbowali nam pomóc, ale też się prawie zakopali obok Indianki, na szczęście udało im się wyjechać i pojechali po bardziej doświadczonego kolegę – trenera i egzaminatora jazdy po pustyni zarazem.
Muszę powiedzieć, że gość zna się na swojej robocie! Od razu było widać, że profesjonalista. Wyciągnął Indiankę z piachu i powiedział, że odholuje nam Randżiego do drogi. Tak też zrobił.
Pożegnaliśmy się na szosie, wzięliśmy namiary na przyszłość jakby był jakiś problem – ale szczerze mam nadzieję, że następnym razem spotkamy się na pikniku a nie przy zepsutym aucie 🙂 Bardzo mili tubylcy 🙂
Nasza przygoda zakończyła się szczęśliwie… my dostaliśmy do domu, a Randżi został na lawecie zawieziony do warsztatu i od jutra panowie mechanicy będą go naprawiać.

Na pewno nie była to nasza ostatnia wyprawa na pustynie i myślę, że nasz zestaw do piaskownicy jeszcze nie raz udowodni nam, że do tego właśnie został stworzony 😀

DSC_0001

DSC_0008

DSC_0013

DSC_0020
DSC_0007 (2)
DSC_0008 (2)
DSC_0009 (2)
DSC_0012 (2)
DSC_0014 (2)
DSC_0021 (2)
DSC_0020 (2)

DSC_0018 (2)

Share: