Jet Airways i lot do Kathmandu

Ciąg dalszy naszych wakacji na subkontynencie – z Jaipuru wróciliśmy do Delhi. Podróż pociągiem była całkiem ok, szczególnie biorąc pod uwagę mój stan zdrowia. W Delhi, kolejna pora zwiedzania mnie ominęła, gdyż leżałam w łóżku gorączkując i nie tylko na moje nieszczęście. Po Delhi przyszła pora na nasz nepalski wypad!
 
Nepal moje marzenie od zawsze, tak jak i Indie 🙂
 
Z Delhi do Kathmandu mieliśmy się dostać samolotem linii Jet Airways i to był najgorszy lot w moim życiu. Nie, nie, nic się nie stało, żadnych katastrof… na szczęście! 
 
Lot miał trwać niecałe dwie godziny, a… byliśmy w powietrzu ponad 10!!! W Kathmandu była zła pogoda, jest to jedno z trudniejszych lotnisk do wylądowania na nim. Miasto leży w dolinie otoczonej wysokimi górami i często pogoda zmienia się tam gwałtownie. Pilot, z którym mieliśmy ‘nieprzyjemność’ lecieć nie był najwyższych lotów, że się tak wyrażę 🙂
 
Z powodu tej pogody wysłano nasz samolot kołujący już nad lotniskiem przeznaczenia do Lucknow w Indiach. I tu było nasze pierwsze lądowanie tego dnia, a było ono straszne. Pilot zdobił to okropnie ‘wyboisto’, naprawdę okropnie! Trochę już latałam samolotami i tak źle jeszcze nigdy nie było!
 
Postaliśmy tam godzinę, siedząc w samolocie. Sprawę pogarszał fakt, iż zaraz po wylocie z Delhi załoga rozdała pasażerom piwko, dobre bo Tiger, ale wyobrażacie sobie jakie były kolejki do toalety potem!? Z drugiej strony to dość dziwne rozdawać piwo zamiast napojów bezalkoholowych 🙂
 
Polecieliśmy do Kathmandu i co znowu nas odesłali po kilkunastu minutach kołowania nad doliną. Znowu lądowanie w Lucknow i znowu stanie na pasie w samolocie. Kolejna godzina bez sensu i lot do Kathmandu. Wszyscy mieliśmy nadzieję, że tym razem się uda, ale niestety nie! Kolejny raz skończyliśmy w Lucknow, ehhh no cóż życie! Na szczęście były całkiem dobre filmy w pokładowej telewizji. Tym razem staliśmy na lotnisku koło 2 godzin i po tym czasie wysłano samolot z powrotem do Delhi!!!! Załoga była już zmęczona, a pilot coraz bardziej bo z każdym lądowaniem było coraz gorzej – po pierwszym myślałam  że już gorzej być nie może, ale niestety mogło!
 
W Delhi linie lotnicze wypięły się na pasażerów! Tzn. wyznaczono nam lot na następny dzień na 10.45, godzinę wcześniej niż ten normalny, ale oprócz tego nie zaoferowano nam nic! Wykopano nas również z lotniska! Możecie to sobie wyobrazić?! Godzina około północy, zero hotelu i no cóż znaleźliśmy się na ulicy! Na lotnisku nie mogliśmy zostać z powodu durnych przepisów w Indiach! Wpuszczają na lotnisko nie wcześniej niż 3 godziny przed odlotem i trzeba okazać bilet! I to informacje dla wybierających się do Indii – pamiętajcie aby mieć WYDRUKOWANE wszystkie bilety bo inaczej nie wejdziecie na lotnisko!
 
Ale wracając do naszej sytuacji, północ, zimno, głodno, a my małe żuczki w wielkim nieprzyjaznym mieście. No dobra trochę przesadzam zimno nie było, ale miasto jak najbardziej nieprzyjazne! W końcu znaleźliśmy jakiś hotel, który miał wolne pokoje i znajdował się nieopodal lotniska. Nazwy kurcze nie pamiętam, ale był okropny. Pokój śmierdział strasznie papierochami, jak zapytałam o ciepłą wodę to pan w recepcji powiedział, że może zagrzać w czajniku i przynieść mi w wiadrze!!!! Dodam, że do ceny hotelu był doliczony podatek od luksusu!!! W dalszym ciągu zachodzę w głowę gdzie był ten luksus? Bo wody nie było nawet zimnej!!!! Ale gdzieś musieliśmy się podziać do rana, zawsze to lepsze niż krawężnik przed lotniskiem 😉
 
Nie polecę więcej z Jet Airways to jest pewne! Następnego dnia udało nam się dolecieć na miejsce i wylądować!!!! 
 
O wrażaniach z Nepalu w kolejnych postach! A dziś kilka zdjęć, nie z lotu tylko już z Kathmandu. Ciekawe czym ja się tak martwię 🙂 Za moimi plecami budynki na Hanuman Dhoka Durbar Square.
 

Uliczka – zauważyliście, że nie ma śmieci? To mnie zachwyciło w Nepalu! Po Indiach było tam prawie aseptycznie.

Niestety było bardzo pyliście, smog w stolicy Nepalu jest okropny. Po pierwszym dniu zakupiłam sobie maseczkę na twarz (podobną do tej, jaką ma ta pani w rikszy).

Piję sobie 🙂

Zakochane gołębie…

A to hotel, w którym mieszkaliśmy w Kathmandu. Dużo czystszy niż te, które oferowały nam Indie i przede wszystkim ciepła woda w kranie! Jak to człowiekowi niewiele do szczęścia potrzeba! Hotelik położony w dzielnicy Thamel, jedyny problem tego miejsca to pobliska imprezownia o nazwie Funky Buddha – no chyba, że ktoś lubi transową muzę, która wprawia w drgania szyby w oknach i nie daje spać 🙂

 
Share: