Podróże małe i duże – Nepal część 4
Ostatni dzień pedałowania 🙁 przydałyby się jeszcze ze trzy! Tym razem lało od rana i przez cały dzień. Drogi i dróżki zamieniły się w błotniste bagienka, w które koła wsiąkały, a przez to miejscami pedałowanie było prawie niemożliwe. Mówią, że w czasie deszczu dzieci się nudzą, no chyba, że mogą się ubabrać w błocie – tak więc my, duże dzieci, ubabrane w błocie od stóp do głów byliśmy bardzo szczęśliwi i dalecy od znudzenia.
Jeszcze kilka zdjęć wspaniałego widoku z okna, tym razem o poranku.
Jeszcze kilka zdjęć wspaniałego widoku z okna, tym razem o poranku.
Przygotowania do wyjazdu. Coby nie być całkowicie oblepionym błotem, część z nas wdziała te niesamowicie profesjonalne wdzianka z worków na śmieci 🙂
W pełnej gotowości do wyruszenia w dalszą drogę 🙂
Wyobraźcie sobie zapach tego lasu…
W związku z tym, że padało było ciut chłodniej, chociaż pedałując pod górkę nie czuło się tego jakoś strasznie, ale na małym postoju zamówiliśmy sobie herbatkę. Tutaj Panie właśnie ją przygotowują. Herbata z przyprawami i mlekiem (masala chai) – pycha!
Koło restauracyjki w której wcinaliśmy lunch, czyli nieśmiertelną bułkę z kapustą i cebulą oraz żółtym serem – wierzcie lub nie całkiem smaczne toto było, a po powrocie nawet tęskniłam za tym smakiem! Znaleźliśmy taką oto roślinkę 🙂 Pięknie pachniała! Była tam i żeńska i męska wersja.
Pierwsze zwiedzanie podczas tej wycieczki – świątynia Changu Narayan, jest to najstarsza i jedna z najważniejszych świątyń doliny Kathmandu. Znajduje się ona 18 km na wschód od Kathamndu i położona jest 1541 metrów nad poziomem morza. Świątynia ta została wpisana na listę dziedzictwa UNESCO w 1971 roku .
Historia tego miejsca sięga III wieku. W tym czasie była to metropolia z 700 domami i nazywała się Champapur Mahanagar.
Szczęśliwy stwór 🙂
Poniżej scena w której Vishnu pod postacią pół człowieka, pół lwa zabija króla demonów Hiranyakasyapa. Płaskorzeźba ta pochodzi z VII wieku.
Świnki morskie, bawoły,pieski preriowe?
Garuda – latający wehikół Boga Vishnu o ludzkiej twarzy.
Świątynia bogini Chhinnamasta (nie wiem czemu hinduistyczne boginie i bogowie muszą mieć takie skomplikowane imiona). Imię to przetłumaczone na nasze oznacza ‘ścięta’. Bogini Chhinnamasta ścięła sobie głowę i zaoferowała swoją krew aby nakarmić swoje głodne służki Dakini i Varnini.
Poniżej zdjęcia uliczek miasteczka otaczającego świątynię. Malutkie, brukowane uliczki i urokliwe budynki.
Za którymś razem kupię sobie taką maskę. Ostatnim razem miałam pełną walizkę, a tym razem plecak i bałam się, że mi uszkodzą ją w samolocie. Uważam, że są piękne!
Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły…
A my pozujemy do zdjęć z kozami 🙂
Trochę mokrzy i ubabrani już 🙂
Dalej na trasie, wjeżdżamy już na przedmieścia Kathmandu.
Na zdjęciu poniżej widnieje droga, która wiedzie nieopodal lotniska w Kathmandu, nieprzejezdna dla aut, a co dopiero mówić o rowerach!
Chociaż niektóre auta próbowały się przedrzeć / przepłynąć 🙂
A tu ścieżka pomiędzy zalaną drogą a kanałem – grobla 🙂
Tak wyglądały nasze rowery po ukończeniu trasy…
… a tak my
i nasze buty
Tutaj nasz drugi przewodnik i opiekun grupy Manush.
Wieczorem zostaliśmy zabrani na Nepali dinner – aby popróbować lokalnego jedzenia, alkoholu i zobaczyć nepalskie tańce.
Był to ostatni dzień pedałowania 🙁 Następnego dnia zwiedzaliśmy piękne zabytki Kathmandu.
Leave a Comment