Niesamowite miejsce, przyjaźni ludzie i ta zieloność 🙂 Kraj awokado i curry z ryżem. Szczerze curry z ryżem dostaniecie tutaj na każdy posiłek, no dobra na kolację ryż z curry 😉
Na Sri Lankę pojechałam z naszą dubajską grupą Trekk Up jako lider grupy 🙂 Nie była ona wielka jak widać na poniższym zdjęciu, ale za to multinarodowa – po jednej osobie z Jordanii, Kenii, Pakistanu, USA i Polski oczywiście 😉
Sri Lanka to piękny kraj, ubogi, ale dbający o swoich obywateli. Edukacja jest darmowa i obowiązkowa do 14 roku życia. Każdy Lankijczyk kończy 9 klas, a od 3 klasy (czyli przez 6 lat) uczy się również angielskiego – dlatego porozumienie się z nimi nie stanowi problemu!
Kształcenie dalsze zależy od tego jakie miało się wyniki w nauce. Edukacja na poziomie uniwersyteckim jest również bezpłatna, ale że uniwersytetów jest tylko 21, to dostają się tam najlepsi z najlepszych, a konkurencja jest ogromna. 94 lub 96 procent (nie pamiętam teraz dokładnie) wszystkich Lankijczyków umie pisać i czytać, czyli prawie nie ma analfabetyzmu – w porównaniu z sąsiadującymi z Indiami jest to zupełnie inny kraj. Również pod względem higieny! Na Sri Lance prawie nie widzi się śmieci, oczywiście jak wszędzie coś się znajdzie, szczególnie w miejscach turystycznych, ale generalnie jest bardzo czysto. Nie trzeba też się obwiać o choroby układu pokarmowego. Problemem jest niestety malaria i denga, obie przenoszone przez komary – dlatego przed komarami trzeba się chronić i zawsze mieć środki odstraszające te owady.
Pierwszym miejscem do jakiego pojechaliśmy był sierociniec dla słoni w Pinnawala. Założony on został w 1975 po to aby osierocone słoniątka miały dom. Słonie czynią ogromne zniszczenia w plonach rolnych, dlatego rolnicy zabijali je, faktem jest niestety również to, że pod plantacje herbaty wycięte zostały ogromne połacie dżungli, a słoń musi jeść i to dużo (kilkaset kilogramów dziennie).
Codziennie o wyznaczonych porach można zobaczyć karmienie słoniątek, następnie wszystkie słonie idą nad rzekę na kąpiel. Obecnie młode słonie, które można przywrócić naturze są transportowane do rezerwatów na południu kraju i tam wracają do natury. Bo sam sierociniec to smutne w sumie miejsce, część słoni jest zakuta w łańcuchy 🙁
Sierociniec z dużej mierze finansuje się sam z pieniędzy jakie płaci się za wstęp, a oprócz tego dotowany jest przez ministerstwo środowiska. Bilet wstępu kosztuje 2500 lankijskich rupii (około 65 złotych).
Około 10 rano wszystkie słonie idą nad rzekę na kąpiel. Obok rzeki są małe restauracyjki w których można usiąść i zobaczyć jak słonie bawią się w rzece. Wydawało mi się, że podobała im się ta kąpiel. Podobno lubią jak woda jest zmącona 🙂 To jest właśnie widoczek z tarasu jednej z tych knajpek na rzekę. Nie pamiętam nazwy ale mieli całkiem dobre tosty z serem i pomidorami 🙂
Tutaj opiekun chlapie wodą pierwszego chętnego, potem szorował go też szczotką, co sprawiało wielkoludowi przyjemność bo pomrukiwał 🙂
Reszta stada nadciąga…
Pan obrażony albo tym samotnika / pustelnika postanowił spędzić tą kąpiel samotnie i oddzielił się od stada.
A tu rebeliant uciekinier.
I wspomniane wcześniej łańcuchy :/
Fotka strzelona z auta, zielonośc na zieloności i zielonością pogania 🙂 Cały rok rośliny rodzą owoce a okres wegetacyjny nie ma końca. Dużo pada więc roślinki są zadowolone.
W ogóle pogoda jest dość nieprzewidywalna. Ja akurat byłam w centralnym regionie, tam gdzie są góry i tutaj pogoda była bardzo zmienna. Piękne słońce, za chwilę deszcz i znowu piękne słońce – nie da się przewidzieć co i jak, trzeba byc przygotowanym 🙂
Wioseczka, a może miasteczko?
Wszystkie znaki drogowe są napisane w ich języku, literki są prześliczne, okrągłe i zawijaste, ale podobne do niczego, więc albo auto z miejscowym kierowcom, albo bardzo dobra nawigacja. Chociaż biorąc pod uwagę drogi i lokalny sposób jazdy, kierowca jest dużo lepszym wyborem 🙂 Szczególnie, że nie są jakoś strasznie drodzy. Znajomi płacili 10-15 dolarów za dzień za auto z kierowcą.
Ograniczenie prędkości na drogach to 55 km/h i jest ono przestrzegane, gdyż tam po prostu szybciej nie da się jechać. Drogi są też bardzo kręte, co niestety przypomniało mi o czymś takim jak choroba lokomocyjna, nie miałam jej od lat i myślałam, że wyrosłam, ale nie po prostu drogi którymi zazwyczaj jeżdżę są lepsze i auta którymi jeżdżę też są lepsze 🙂
Poniżej pierwszy hotel w jakim się zatrzymaliśmy – Kassapa Lion Rock niedaleko Sigiriya. Jezeli będziecie się wybierać w te okolice to bardzo polecam. Czysty, bardzo ładnie położony z dobrym jedzeniem (dla wegetarian też się coś znajdzie) i basenem. Jedyny minus to to, że wifi nie ma w pokojach, ale jest w lobby, restauracji i nad basenem 🙂
Ciąg dalszy Sri Lankijskiej przygody nastąpi niebawem 🙂