Sri Pada czyli Szczyt Adama po naszemu / Sri Lanka

Szczyt Adama, po syngalesku Sri Pada. Jest to góra ważna dla buddystów, hinduistów, muzułmanów i chrześcijan – ciekawe nie? Wszystkie duże religie i jedna góra. Na szczycie znajduje się 1,5 metrowe wgłębienie, które przez wyznawców hinduizmu uważane jest za odcisk stopy Shiwy, Buddy przez buddystów oraz Adama przez chrześcijan i muzułmanów. Część chrześcijan z Indii uważa, że ten odcisk należy do świętego Tomasza apostoła. Kurka wodna 1,5 metrowa stópka – ten Tomasz musiał być gigantem! Z tego powodu miejsce to jest celem wielu pielgrzymek. Pielgrzymki te odbywają się głównie od grudnia do maja. Dzieje się tak między innymi dlatego, że w pozostałych miesiącach roku pogoda jest tam niestabilna. Często pada deszcz, wieje silny wiatr, a szczyt otulają gęste mgły – to też przytrafiło się mi kiedy się wspinałam tamże.
Niestety poza sezonem pagoda znajdująca się na szczycie jest zamknięta i odcisku stopu tych wszystkich postaci nie mogłam niestety zobaczyć.

Oprócz tego jest to piąty co do wysokości szczyt Sri Lanki. Jego wysokość to 2243 m npm. a zbocza góry porośnięte są wiecznie zielonym lasem podzwrotnikowym.


Pagoda na szczycie otulona chmurami.

Zimno było jak diabli. Deszcz, bardzo silny wiatr i chmury, myślę, że temperatura wahała się w okolicach 10 stopni.
  

Szczęśliwa ekipa na szczycie, najszybszy we wspinaczce na te mordercze schody był ten po prawej – zajęło mu to 2 godziny, na drugim miejscu byłam ja – 2 godziny 30 minut, a potem kolega po lewej 3 godziny 20 minut 🙂 Koleżanki dotarły na szczyt duuużo później, kiedy my byliśmy już dawno w drodze na dół. 

Trasa na górę wiedzie po schodach, wielu schodach i jest dość męcząca. Myślę, że była jeszcze bardziej męcząca ze względu na panujące warunki atmosferyczne.

Liczyłam na piękne widoki i super zdjęcia, a niestety zobaczyłam tylko mgłę, chmury, mgłę i deszcz. Ale warto było, chociażby dla walki z samym sobą 🙂 Już nie wnikając, że zejście było trzy razy gorsze niż pięcie się pod górę!

Ale jak widać humor i tam mi dopisywał, choć zmarznięta, zmoknięta, a nogi miały ochotę wziąć wolne ode mnie. Nie lubię schodzić po schodach, szczególnie jak jest ich kilka tysięcy!

Takie mgliste widoki towarzyszyły mi dużą część drogi na dół. Na szczęście niżej się trochę wypogodziło i zaczęło być coś widać, a to coś często zapierało dech w piersiach. Trochę to rozpraszało również chęć moich nóg do pójścia w cholerę. A najlepiej rozproszyły tą chęć pijawki, znalazłam trzy podróżujące po mojej łydce w kierunku uda – na szczęście wciąż podróżowały, nie wiem co im przeszkadzało w łydkach, były ogolone, ale jak widać nie dość dobre dla nich. Co z drugiej strony było dobre dla mnie gdyż nie musiałam ich odklejać już krew pijących 🙂 Nie zmienia to faktu, że to obrzydliwe jak obłażą Cię ci mali krwiopijcy.

Szczyt Adama to miejsce gdzie aż roi się od rzeczek i wodospadów. Szum wody słychać prawie cały czas, a od czasu do czasu można zobaczyć mniejszy lub większy wodospad.

Pięknie – chyba widać zresztą jak cieszy mi się micha!

Chmury zostają u góry, a ja schodzę na dół i zaczynam podziwiać widoczki.

Czasem miałam wrażenie, że te schody budują się same przede mną tak na złość abym padła tam na twarz i została na wieki. Po Szczycie Adama mam schodowstręt hihi

 

I jeszcze trochę więcej schodów…

Na początku drogi mamy Buddę

i Ganeshę. Innych bóstw nie znalazłam.

Zaczynaliśmy naszą wspinaczkę o 3 w nocy, więc nie mogłam robić zdjęć wchodząc pod górę, za to mam masę z drogi powrotnej 🙂

A taki oto ‘obraz’ wisiał w moim pokoju hotelowym 🙂 Nie wiem kogo chciał autor tu uwiecznić, ale Dawid to mu nie wyszedł 😛

Podsumowując polecam wejście na Sri Pada i trochę walki z własnymi nogami 🙂

Share: