Drugi dzień na jeziorze Inle – część 5
Pływające ogrody Inle to bardzo ciekawa rzecz. Aby rybacy, którzy mieszkają na jeziorze mieli łatwy dostęp do warzyw, postanowiono zacząć uprawiać je na wodzie.
Aby zbudować pływające grządki, łączone są ze sobą maty bambusowe. Na te maty nakładany jest muł z dnia jeziora. Po zbudowaniu takiej grządki potrzeba około 6 miesięcy i możemy zacząć uprawę. Aby trzymały się one razem przymocowane są do dna długimi bambusowymi tyczkami.
Wyobraźcie sobie , że około 80% pomidorów w Myanmarze pochodzi właśnie z pływających ogrodów jeziora Inle!
Jezioro jest coraz bardziej komercyjne. Dużo restauracji, zakładów produkcyjno-pokazowych dla turystów. Doprowadzony jest prąd, a na chatach pojawiają się anteny satelitarne. Cywilizacja dotarła na wody jeziora. Poniżej pracownia wytwarzająca parasole z papieru.

Tutaj Pan toczy rączkę parasola.

A Pani zdobi czaszę parasolki płatkami bugenwilli.

Kobiety z plemienia Karen z długimi szyjami.

Biedulka
Jeżeli chodzi o kobiety z plamienia Karen to słyszałam dwa wytłumaczenia czemu te obręcze mają służyć. Pierwsza – obręcze miały chronić je przed atakami tygrysów. Bo podobno tygrysy rzucają się tylko do szyi ofiary – wierutna bzdura! Po pierwsze po co te obręcze pod kolanami w związku z tym? A po drugie – facetom nie rzucały się do szyi te tygrysy? Druga – może ciut mniej niedorzeczna, ale również raczej bez sensu. Aby ‘ochronić’ swoje kobiety przed zazdrosnymi spojrzeniami mężczyzn z innych plemion mężowie postanowili aby nosiły te obręcze gdyż wtedy będą mniej atrakcyjne – szkoda gadać. Plemię to żyje w Tajlandii i w Myanmarze i w obu tych krajach można spotkać długoszyje kobiety. Bidulki strasznie się męczą, gdyż te obręcze są ciężkie, ranią ramiona i powodują zanik mięśni trzymających głowę, tak więc nie można ich ściągnąć! Obecnie unieszczęśliwia się te kobiety dla pieniędzy, gdyż są atrakcją turystyczną. Okropne to, ale prawdziwe. Niestety często taka kobieta zarabia swoją innością o wiele więcej niż mógłby zarobić jej mąż, także to na nich spoczywa wyżywienie rodziny.

To nakrycie głowy jest noszone przez członków plenienia Naga.

Oczywiście zakupiłam sobie taki szaliczek na głowę 😉
Myślę, że nasza podróż wypadła w ostatniej chwili przed zalewem ruchem turystycznym. Turystów jest sporo, ale jeszcze można ich uniknąć i mieć do czynienia głównie z lokalną ludnością.
Boję się, że za kilka lat Inle straci swój niepowtarzalny urok i zostanie zabudowane hotelami niczym włoskie wybrzeże np w Rimini.
Popłynęliśmy też na brzeg jeziora odwiedzić interesującą świątynię, a w zasadzie zespół wielu pagód. Część jest zniszczona przez trzęsienia ziemi.

I jęzora mi pokazała 😀

Nowiutka pośród staruszków.

Mają w sobie jakiś mistyczny urok.

Paweł

To ja też 🙂
Te poniżej należą do ‘najmłodszych’ i oblegają świątynię.
Wracając na jezioro spotkaliśmy kąpiących się chłopców…
… i kąpiące się woły…
… wszyscy lubimy zażyć kąpieli w upalny dzień 🙂 a co!

Kolejne uprawy, wygląda to na jakieś kaktusy.

Połów

Rodzinnie

Na zakupy, a może do pracy…
Tyle z jeziora Inle i okolic. Następny krok to droga do Mandalay.
16.02
Leave a Comment