Wyspa Phu Quoc na skuterze część 1 / Wietnam
Jak już wspominałam w poprzednim poście Phu Quoc nie jest ogromną wyspą 🙂 Ma tylko ok. 30 km długości i 19 km szerokości. Można więc ją swobodnie objechać nawet na rowerze. My wypożyczyliśmy sobie skuter ze względu na pogodę i na to, że przez ulewne deszcze część dróg zmienia się w rzeczki i łatwiej je pokonać motorkiem niż na rowerze.
Kilka przydatnych informacji:
- koszt wypożyczenia skutera to 150000 – 200000 dongów na dzień (25-35 zł),
- warto mieć ze sobą międzynarodowe prawo jazdy w razie kontroli przez policje (nas co prawda nikt nie zatrzymał, ba chyba nawet nie widziałam policji!),
- jazda w kasku jest obowiązkowa, razem ze skuterem otrzymacie też kask; jeżeli nie upomnijcie się o niego!
- ograniczenie prędkości w mieście (dla wszystkich pojazdów) to 40km/h, poza miastem 60km/h dla skuterów i 80km/h dla aut,
- nie wolno jeździć na podwójnym gazie ale to chyba nie jest zaskoczeniem!
Wiele dróg na wyspie jest utwardzonych i bardzo dobrze przygotowanych, ale część jeszcze jest zwykła gruntowa i ta w czasie monsunu bywa trudna do przejechania. Tworzą się ogromne i często głębokie kałuże – warto uważać przejeżdżając przez nie!
Pierwsza część będzie obrazować naszą wycieczkę na północ od Duang Dong.
Tutaj tylko drobne kałuże, tam gdzie było bardziej nieprzejezdnie musiałam trzymać się obiema rękami aby nie spaść ze skutera 🙂 Zdjęć nie ma w związku z tym.
Na mapie jaką znaleźliśmy w Buddy Cafe była informacja o ścieżce krajobrazowej przez las (Forest Walk). Oczywiście nas to skusiło i pojechaliśmy. Nie wiem do końca czy trafiliśmy w odpowiednie miejsce, bo nie było oznaczeń 🙂 Znaleźliśmy piękną ścieżkę prowadzącą w głąb lasu i wybraliśmy się nią na spacer.
Nawet jeżeli to nie była oznaczona na mapie ścieżka to spacer był przemiły. Udało nam się zobaczyć czarne małpki skaczące między koronami drzew. Podobno żyją tutaj też małpiatki z rodziny lorisowatych, ale że to płochliwe zwierzaczki, tych nie udało nam się dostrzec w gęstwinie.
Takich piękności było pełno w lesie. Niestety nie wiem co to. Może ktoś z Was wie?
Na całej wyspie znajdują się dziesiątki farm pieprzowych.
Wyspa ma trochę ciekawie wyglądających górek. Może nie najwyższych, bo ok. 600 m, ale do mnie wołają 🙂 Tylko porośnięte gęsto są.
Trafiliśmy też na organiczną pszczelą farmę. Super atrakcja także dla rodzin z dzieciakami. Oprócz pszczółek i uli można zobaczyć różne rośliny. Nie wiedziałam, że duriany rosną na drzewach i to takich dość rachitycznych.
Na farmie można zamówić sobie kawę, herbatę lub różnego rodzaju soki z dodatkiem miodu. Ja wybrałam napar z imbiru i trawy cytrynowej. A Paweł kawę z dripa – jest to najbardziej popularny sposób parzenia kawy w Wietnamie.
Pojęcia nie mam czemu napisali na miodzie – słodki jak miód – ale cóż mogło to być złe tłumaczenie 🙂 Miodek pyszny wielokwiatowy z subtelną nutką duriana. Kupiliśmy oczywiście litr miodu – za ‘oszałamiającą’ cenę 24 zł!!!
A poniżej durian – dla niezorientowanych – owoc, który ma dość dziwną maślaną konsystencję, moim zdaniem jest smaczny, aczkolwiek niezbyt pięknie pachnie. Choć to chyba raczej niedomówienie – śmierdzi!!!
Ten dzień zwiedzania zakończyliśmy na farmie pszczół, bo zaczęło się ściemniać.
Niebawem kolejna opowieść z malowniczej wyspy Phu Quoc.
Leave a Comment