Rinjani dzień 2 – Lombok/Indonezja
Drugi dzień, czyli zdobywanie szczytu. Niestety kiedy obudziliśmy się o 2.40 rano okazało się, że Paweł ma wysoką gorączkę i dreszcze 🙁 Nie było szans na to żeby razem go zdobyć, więc ruszyłam sama uprzednio faszerując biedaka lekami.
Jako, że ciemno było kompletnie, dobra czołówka jest niezbędna. Droga najpierw wiedzie przez las. Na początku jest miło, potem zaczyna się pył wulkaniczny i na każde dwa kroki pod górę zsuwasz się jeden w dół – frustrujące! Kiedy wyjdzie się z lasu zaczyna dodatkowo wiać, ale ścieżka robi się przyjemniejsza bo ubita, tyle, że bardzo wąska a po obu stronach są uskoki, gdyż prowadzi granią. Jest więc dość niebezpiecznie. Dalej jest jeszcze ciemno więc nie wiedzi się dokładnie tego co nas otacza, co chyba jest zbawienne 🙂 Szczególnie jak ktoś ma lęk przestrzeni. Nigdy nie myślałam, że go mam, ale chyba tak. Kiedy zaczęło robić się jasno, poczułam lęk, że wiatr zwieje mnie z tej grani i niestety nie było ze mną Pawła aby dodać otuchy. No i znowy ten pył wulkaniczny! Osatnią godzinę idzie się znwou brnąc w głębokim pyle i znowu się człowiek zsuwa do tyłu przy każdym kroku do góry.
Ponżej sćieżka na szczyt. Schodziło się dużo wygodniej niż wchodziło. Polecam jednak wysokie buty, bo do półbutów będzie się piach wsypywał.
Widoki wynagradzały wysiłek!
Jak pisałam wcześniej, ścieżka była trudna i myślę, że gdyby nie ta premiła para, którą spotkałam po drodze, nie weszłabym na szczyt. Wspieraliśmy się nawzajem 🙂
Wyruszyłam około 3.30 a wróciłam do obozu na śniadanie koło 9.00. I takie małpki czekały na mnie 🙂 Jeden chciał mi ukraść śniadanie!
Leave a Comment