Korea – Busan
Busan to drugie co do wielkości miasto Korei. Z Seulu dostaliśmy się tam szybką koleją KTX, podróż trwała około 2,5 godziny. Seul jest na północnym zachodzie, a Busan na południowym wschodzie Korei (tak jak Szczecin i Przemyśl). Pojechaliśmy tam na wesele, ale zdjęć ze ślubu nie będzie 🙂
Busan oprócz tego, że jest wielkim portem, jest również nadmorskim kurortem. Poniżej najpopularniejsza plaża w mieście Haeundae Beach.
My oczywiście znaleźliśmy sobie uliczkę ze street food’em. Jako, że to miejscowość nadmorska, królują tu owoce morza. Niektóre bardzo dziwne.
Usiedliśmy w malutkiej knajpeczce, gdzie menu było tylko po koreańsku. Udało nam się na szczęście dogadać z przemiłymi paniami, choć po angielsku mówiły słabo. To żółte to marynowana rzodkiew – pyszna, uwielbiam ją. W Japoni nazywa się daikon, tu niestety nie wiem.
Pyszne dim sumy z kim chi, zupa rybna i dim sumy ze szpinakiem. Najedliśmy się pod kurek. Zupa była bardzo ostra, ale pyszna.
A teraz dziwne rzeczy, które można było zamówić. To poniżej to śluzice – to nawet nie ryby, a bezżuchwowce. Ich ciało pokrywa śluz.
To stworzenie po angielsku nazywa się spoon worm, po naszemu szczetnica. Jakoś raczej nie zachęca.
Nazywa się toto sea pineaple – czyli morski ananas. Jedzą to tylko w Korei i Japoni, choć w Japonii jest mniej popularne.
Wieczorem natomiast poszliśmy całą gromadą do lokalnej, tradycyjnej restauracji. Tu serwowali i bulgogi i japche i bibimbap, kimchi i inne typowe potrawy. Wszystko w wersji wege i nie koniecznie wege. Do tego wszystkiego soju – soju z piwem w Korei musi być!
Leave a Comment