Etiopia część 7 – trek dzień 6
Dzień 6: Sona – Mekarebya
Z obozowiska Sona ruszyliśmy drogą w dół, około 1250 metrów przewyższenia. Jak to schodzenie w dół, nie było ono cudowne; kamienie i żwir, po którym się co chwila zjeżdżało i chyba wszyscy tego dnia przynajmniej raz wylądowali na tyłku. Dziś przeszliśmy około 14,5 km.
Po kilku godzinach doszliśmy do rzeki, w której można było się wykąpać, ale oprócz naszego przewodnika i skauta nikt nie skorzystał z tej opcji. Posiedzieliśmy sobie natomiast w cieniu nad rzeką i było to bardzo miłe popołudnie. Wielkie drzewo dawało cień, a widoki dookoła cieszyły oko. Zjedliśmy tam również lunch i ruszyliśmy w dalszą drogę. Trochę po płaskim, a trochę znowu w dół.
Do kolejnego obozowiska dotarliśmy dość wcześnie. Tym razem kamp znajdował się na obrzeżach wioseczki. Przyszło jedno dziecko z obtarciami i lejącą się krwią, opatrzyłam je i za chwilę pojawiło się kolejne i kolejne 😊 Ludzie tutaj w dalszym ciągu białego kojarzą przede wszystkim z doktorem. Podczas całego naszego pobytu w górach przychodzili i pokazywali różne rany i nie tylko i prosili o pomoc. Większość odsyłaliśmy do punktów medycznych, gdyż nie mieliśmy możliwości im pomóc. Ale kilka ran opatrzyłam.
Leave a Comment