Namibia – Botswana – Zimbabwe dzień 15, rezerwat Moremi, Botswana
27.04.2019 Namibia – Botswana – Zimbabwe dzień 15 – rezerwat Moremi
Wyruszyliśmy w poszukiwaniu zwierza około 7. Zimno było jak diabli – windstopper, bluza, a ja dalej trzęsłam się jak osika. Pobudziliśmy trochę impal, spotkaliśmy zaspane żyrafy i powoli budzącą się do życia sawannę, a może to busz?
Zobaczyliśmy dziś nowy rodzaj antylopy Mountain Ridgeback – łączą się one w pary na całe życie. Mieliśmy również zaszczyt spotkać dziś samego króla! Leżał sobie spokojnie na łące i łaskawym okiem zerkał na nas. Potem leniwie wstał i zaczął dostojnym krokiem, powoli zmierzać w tylko sobie znanym kierunku, powarkując po drodze. Pojechaliśmy powolutku za nim. Podążało za nim również stado impali. Wyglądało to tak jakby świta za królem podążała. Lenti powiedział, że antylopy zawsze idą za lwem, aby wiedzieć w jakim kierunku się oddala. Wiedzą również, że nie byłby w stanie ich dogonić więc są spokojne. Lwy polują gromadnie i z zaskoczenia.
Jechaliśmy za nim i w pewnym momencie Lenti podjechał i stanął około 4-5 metrów od niego. Bezcenne przeżycie, mówię wam 😊 Polecam szczerze!
Jestem szczerze zachwycona tym safari, mieszkanie w środku dziczy, w parku narodowym, bez żadnego ogrodzenia od zwierząt daje niesamowitą możliwość obcowania z naturą.
Siedzę teraz w obozie, do którego zjechaliśmy około 12.00, aby przeczekać największy upał. Ja tu siedzę popijam kawkę i obserwuję sobie przechadzające się obok zebry, guźce, słonie. Odgłosy lasu, poświstywania, pohukiwania, trąbienia i pomruki słoni – ach cudownie!
A i zupełnie zapomniałam! Rano odwiedził nasz obóz pawian. Siedział sobie na drzewie ponad naszymi namiotami i obserwował nas po czym dosłownie i w przenośni olał nas ciepłym moczem, po czym zszedł z drzewa i poszedł sobie fukając trochę!
Muszę również stwierdzić, że nastąpiła zmiana tolerancji na słonie w naszej grupie. Pierwsze spotkanie ze słoniami było dość stresujące. W Etoshy przy wodopoju staliśmy dość daleko od nich i z włączonym silnikiem cały czas. Teraz mamy słonie dookoła obozu, przechadzają się kilka metrów od nas a my siedzimy, pijemy herbatę i w sumie nie przejmujemy się nimi.
Popołudniowy ‘drive’ zaczął się około godziny 16, kiedy największy upał zelżał. Najpierw pojechaliśmy do miejsca, gdzie rano znaleźliśmy zabite kudu – Lenti powiedział, że to zdobycz lamparta. Muszę powiedzieć, że nie spodziewaliśmy się go tak blisko. Myśleliśmy, że będzie tam, gdzie jego zdobycz a on nagle ukazał się tuż obok auta! Orzeszku! Nigdy nie byłam tak blisko dzikiego kota, bez żadnego ogrodzenia. Lampart leżał koło nas, tuż obok auta, jakieś 3 metry od nas!
Najedzony był, a w zasadzie nażarty, więc nie musieliśmy się obawiać – tak twierdził Lenti 😊 Nie pozostało nam nic innego tylko mu wierzyć. Piękny kot! Majestatyczny zwierz! Pan lampart zachowywał się jak typowy kot. Wywalił się kołami do góry i przeciągał się.
Zostawiliśmy najedzonego przystojniaka i pojechaliśmy dalej zobaczyć raz jeszcze hipcie i inne zwierzaki.
Pod koniec wróciliśmy do lamparta zobaczyć, jak sobie radzi z tym kudu. Lenti liczył na to, że może zobaczymy, jak wciąga ją na drzewo. Niestety dalej leżał obżarty nieopodal swojej zdobyczy. Zauważyliśmy, że ma ranę na prawym biodrze. Zapewne upolowane kudu mu ją zrobiło broniąc się. Rana wydaje się powierzchowna i Lenti stwierdził, że nie ma co się martwić. Dodatkowo nie kulał więc to raczej nic poważnego. W Moremi panują ścisłe zasady, jedna z nich dotyczy godzin, w których można się poruszać po parku. Po 18.30 wszystkie auta muszą być w obozach lub poza parkiem.
Wieczorem długie rozmowy przy ognisku i gapienie się na gwiazdy.
Dzisiejsza noc była albo dużo cichsza albo ja przyzwyczaiłam się już do odgłosów buszu, bo spałam jak zabita.
Leave a Comment