Kolejny dzień w mieście nad zatoką :)

Wybraliśmy się na śniadanie, chcieliśmy do Brenda Soul Food, bardzo dobre opinie i blisko hotelu. Niestety kolejka była tak na około godzinę czekania na stolik! Niedziela! Wszyscy jedzą poza domem 🙂 Postanowiliśmy iść dalej i znaleźć coś po drodze. Wszystkie małe knajpki były tak zapakowane, że szok! W końcu postanowiliśmy stanąć w jednej z knajpek i poczekać, głód nas zmusił 🙂

Taylor Street Coffee Shop (375 Taylor St), w karcie mają coś co nazywa się millionaire bacon (boczek milionerów) – nie wiem co to, bo nie próbowałam, ale rozśmieszyło mnie 🙂 Kawa średnia, ale dobre jedzenie, z kelnerką trudno się było porozumieć, gdyż mówiła bardziej po chińsku niż angielsku – ale udało się 🙂

Chcieliśmy dziś przejechać się Cable car (tramwajem), ale tutaj również kolejka była ogromna. Zrezygnowaliśmy i postanowiliśmy zrobić to przy następnej wizycie w tym mieście. Tak samo zresztą jak Alcatraz – trochę zostawiliśmy to, aby wrócić tutaj kiedyś.

Poszliśmy za to do China Town – tutaj też tłumy, bo Moon Festival. Nie zabawiliśmy tam długo, gdyż chińska muzyka nie bardzo z nami współgra. Złapaliśmy Muni, czyli tutejszą komunikację miejską i pojechaliśmy do Castro. 120 minutowy bilet kosztuje 3$ i można się przesiadać do woli. Przejechaliśmy się tramwajem, autobusem, trolejbusem i metrem 🙂 

Castro niesamowicie kolorowe, muzyka na żywo na ulicach i pyszne, domowe ciastka z Hot Cookie. Jest to kultowy sklep z ciastkami, oblegany przez klientów 🙂

Plan na dziś był niby prosty – kupić whisky wypuszczoną przez Mettalicę – Blackened, ale po piątkowym koncercie wszystkie sklepy wyprzedały cały zapas! 

 

Share: