RybimOkiem.me -
Afryka
    Botswana
    Etiopia
    Namibia
    Seszele
    Tanzania
    Zimbabwe
Ameryki
    USA
    Kalifornia
Azja
    Hong Kong
    Indie
    Indonezja
    Japonia
    Kambodża
    Korea Południowa
    Malezja
    Myanmar (Birma)
    Nepal
    Singapur
    Sri Lanka
    Tajlandia
    Wietnam
Bliski Wschód i Dubaj
    Emiraty
    Jordania
    Oman
    Dubaj Rybim Okiem
    Architektura
    Desert off road
    Dubai - pytania i odpowiedzi - małe faq
    pogoda w Dubaju
    restauracje w Dubaju
    z emirackiej prasy
    życie w Dubaju
    życie w Dubaju - koszty
    życie w Dubaju - święta na obczyźnie
Europa
    Austria
    Islandia
    Polska
    Wyspa Man (Isle of Man)
Inne
    całkiem z innej beczki
    fretki
    jedzenie
    kosmetycznie
    myśli nie zawsze optymistyczne
    zwierzęta domowe
Kontakt i parę słów o mnie
RybimOkiem.me -
  • Afryka
    • Botswana
    • Etiopia
    • Namibia
    • Seszele
    • Tanzania
    • Zimbabwe
  • Ameryki
    • USA
      • Kalifornia
  • Azja
    • Hong Kong
    • Indie
    • Indonezja
    • Japonia
    • Kambodża
    • Korea Południowa
    • Malezja
    • Myanmar (Birma)
    • Nepal
    • Singapur
    • Sri Lanka
    • Tajlandia
    • Wietnam
  • Bliski Wschód i Dubaj
    • Emiraty
    • Jordania
    • Oman
    • Dubaj Rybim Okiem
      • Architektura
      • Desert off road
      • Dubai – pytania i odpowiedzi – małe faq
      • pogoda w Dubaju
      • restauracje w Dubaju
      • z emirackiej prasy
      • życie w Dubaju
      • życie w Dubaju – koszty
      • życie w Dubaju – święta na obczyźnie
  • Europa
    • Austria
    • Islandia
    • Polska
    • Wyspa Man (Isle of Man)
  • Inne
    • całkiem z innej beczki
    • fretki
    • jedzenie
    • kosmetycznie
    • myśli nie zawsze optymistyczne
    • zwierzęta domowe
  • Kontakt i parę słów o mnie
Browsing Category
Nepal
Azja Rybim Okiem•Nepal•podróże małe i duże

Nepal raz jeszcze…

July 5, 2014 by admin No Comments
Zdjęciowe wspomnienie z Nepalu w formie filmu 🙂

Share:
Reading time: 1 min
Azja Rybim Okiem•Nepal•podróże małe i duże

Podróże małe i duże – Nepal część ostatnia

June 23, 2014 by admin No Comments
Dzień ostatni poświęcony był na zwiedzanie Kathmandu. Już co prawda mieliśmy to za sobą, ale pojechaliśmy razem ze wszystkimi. Zawsze w grupie wesoło! Niestety znowu odżyła moja choroba lokomocyjna, słabej jakości drogi i autobus, obudziły ją na nowo 🙁 Myślałam, że wyrosłam z tego, a tu taka niespodzianka, niemiła dość! 
Samo Kathmandu jest bardzo interesujące jeżeli chodzi o architekturę i kulturę! Poniżej zdjęcia z pałacu królewskiego. Nepal nie jest już monarchią, obecnie jest federalną republiką demokratyczną. W 2001 roku doszło do masakry rodziny królewskiej, książę Dipendra zabił dziewięciu członków swojej rodziny oraz ranił czterech. Wśród zabitych był król Nepalu i ojciec księcia w jednym, jego matka, rodzeństwo i członkowie dalszej rodziny. Książę został królem na całe trzy dni, a następnie popełnił samobójstwo. Cała sprawa i tamte wydarzenia owiane są tajemnicą, są również teorie spiskowe, że za tamtymi wydarzeniami stał brat ówczesnego króla, który chciał przejąć władzę. Po tej masakrze autorytet rodziny królewskiej został bardzo osłabiony co doprowadziło do zniesienia monarchii w 2008 roku. Członkowie rodziny królewskiej, teraz jako normalni obywatele, mieszkają w dolinie Kathmandu.

Wanna…

A takie drzwi chętnie zamontowałabym u siebie w domu!

Zatłoczone ulice w okolicach Hanumandhoka Darbar Square

Chyba nie chciałabym być elektrykiem w Azji. Tam wszędzie kable prezentują się w ten sposób. Jak coś się zepsuje to chyba montują nowe, bo nie sposób znaleźć tego, który jest uszkodzony!

C&M, H&M, Addidas, Mango, Zara….

Świątynia z masą małp, kurka wodna no nie pamiętam nazwy 🙁 ale jest to miejsce na górze i do samej świątyni trzeba się wspinać po schodach – jest jedno takie w Kathmandu. Uważajcie tam z bananami i innymi przysmakami dla małp, gdyż małe cholerniki atakują! Najpierw jedna wskoczyła mi na plecy, a potem druga na ramię i próbując wyrwać mi banany podrapała mnie dość okropnie – dalej mam ślady!


Ze świątyni rozciągają się piękne widoki na miasto i dolinę.

A ta wygląda jakby tramwajem jechała 😉

Młynki modlitewne


Stragany, straganiki, sklepy, sklepiki…

A w tym sklepie, Pan miał całą masę przerażających masek. Niestety pozwolił na to jedno zdjęcie, ale cudeńka tam miał. Maski, figurki i biżuterię z różnych zakątków Nepalu. Miał też maskę z kości miednicznej jakiegoś zwierza!


Mimo, że jeden małpiszon mnie napadł boleśnie nie straciłam zainteresowania nimi.

Mały słodziak

A to już jedna ze świątyń w kompleksie Shree Boudhanath


i trochę ujęć miasta


Zakupy na Thamelu. Poniżej jeden ze sklepów ze sprzętem trekkingowym, bardzo polecany w internecie.

Sklep, który mógłby swobodnie konkurować z Desigual. Ciuchy lepsze jakościowo, a ceny wow naprawdę dobre!

I na koniec Pan Strażnik z pałacu – zwróćcie uwagę na żółciutkie skarpetki! Jest to element munduru tych panów, gdyż oni wszyscy mają takie!

Następny post będzie o Ozzy’im 🙂
Share:
Reading time: 2 min
Azja Rybim Okiem•Nepal•podróże małe i duże

Podróże małe i duże – Nepal część 4

June 21, 2014 by admin No Comments
Ostatni dzień pedałowania 🙁 przydałyby się jeszcze ze trzy! Tym razem lało od rana i przez cały dzień. Drogi i dróżki zamieniły się w błotniste bagienka, w które koła wsiąkały, a przez to miejscami pedałowanie było prawie niemożliwe. Mówią, że w czasie deszczu dzieci się nudzą, no chyba, że mogą się ubabrać w błocie – tak więc my, duże dzieci, ubabrane w błocie od stóp do głów byliśmy bardzo szczęśliwi i dalecy od znudzenia.

Jeszcze kilka zdjęć wspaniałego widoku z okna, tym razem o poranku.

Przygotowania do wyjazdu. Coby nie być całkowicie oblepionym błotem, część z nas wdziała te niesamowicie profesjonalne wdzianka z worków na śmieci 🙂

W pełnej gotowości do wyruszenia w dalszą drogę 🙂

Wyobraźcie sobie zapach tego lasu…


W związku z tym, że padało było ciut chłodniej, chociaż pedałując pod górkę nie czuło się tego jakoś strasznie, ale na małym postoju zamówiliśmy sobie herbatkę. Tutaj Panie właśnie ją przygotowują. Herbata z przyprawami i mlekiem (masala chai) – pycha!

Koło restauracyjki w której wcinaliśmy lunch, czyli nieśmiertelną bułkę z kapustą i cebulą oraz żółtym serem – wierzcie lub nie całkiem smaczne toto było, a po powrocie nawet tęskniłam za tym smakiem! Znaleźliśmy taką oto roślinkę 🙂 Pięknie pachniała! Była tam i żeńska i męska wersja.

Pierwsze zwiedzanie podczas tej wycieczki – świątynia  Changu Narayan, jest to najstarsza i jedna z najważniejszych świątyń doliny Kathmandu. Znajduje się ona 18 km na wschód od Kathamndu i położona jest 1541 metrów nad poziomem morza. Świątynia ta została wpisana na listę dziedzictwa UNESCO w 1971 roku .
Historia tego miejsca sięga III wieku. W tym czasie była to metropolia z 700 domami i nazywała się Champapur Mahanagar.

Szczęśliwy stwór 🙂 

Poniżej scena w której Vishnu pod postacią pół człowieka, pół lwa zabija króla demonów Hiranyakasyapa. Płaskorzeźba ta pochodzi z VII wieku.

Świnki morskie, bawoły,pieski preriowe?

Garuda – latający wehikół Boga Vishnu o ludzkiej twarzy.

Świątynia bogini Chhinnamasta (nie wiem czemu hinduistyczne boginie i bogowie muszą mieć takie skomplikowane imiona). Imię to przetłumaczone na nasze oznacza ‘ścięta’. Bogini Chhinnamasta ścięła sobie głowę i zaoferowała swoją krew aby nakarmić swoje głodne służki Dakini i Varnini.

Poniżej zdjęcia uliczek miasteczka otaczającego świątynię. Malutkie, brukowane uliczki i urokliwe budynki.

Za którymś razem kupię sobie taką maskę. Ostatnim razem miałam pełną walizkę, a tym razem plecak i bałam się, że mi uszkodzą ją w samolocie. Uważam, że są piękne!


Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły…

A my pozujemy do zdjęć z kozami 🙂

Trochę mokrzy i ubabrani już 🙂

Dalej na trasie, wjeżdżamy już na przedmieścia Kathmandu.

Na zdjęciu poniżej widnieje droga, która wiedzie nieopodal lotniska w Kathmandu, nieprzejezdna dla aut, a co dopiero mówić o rowerach!

Chociaż niektóre auta próbowały się przedrzeć / przepłynąć 🙂

A tu ścieżka pomiędzy zalaną drogą a kanałem – grobla 🙂


Tak wyglądały nasze rowery po ukończeniu trasy…

… a tak my

i nasze buty

Tutaj nasz drugi przewodnik i opiekun grupy Manush.

Wieczorem zostaliśmy zabrani na Nepali dinner – aby popróbować lokalnego jedzenia, alkoholu i zobaczyć nepalskie tańce.

Był to ostatni dzień pedałowania 🙁 Następnego dnia zwiedzaliśmy piękne zabytki Kathmandu.


Share:
Reading time: 3 min
Azja Rybim Okiem•Nepal•podróże małe i duże

Podróże małe i duże – Nepal część 3

June 19, 2014 by admin No Comments
Dzień trzeci pedałowania zaczął się znowu wczesną pobudką, bo śniadanie około 8, a w drogę ruszyliśmy o 9. Przywitał nas również lekki deszcz, ale na szczęście szybko nas opuścił i na niebie znowu zaczęło królować słońce. Trasa dnia trzeciego wiodła z Chisapani do Nagarkot. Bardzo fajny szlak zarówno rowerowy jak i pieszy! Wiedzie wąską ścieżynką w lesie przez dość długi odcinek, co pozwala obcować z przyrodą na wyższym poziomie, szczególnie, że kolczaste pnącza zwieszają się na drogę i drapią ręce i nogi 😉 Większość z nas skończyła ten fragment z rękami zalanymi krwią 😛 Potem nastąpił dość ostry downhill i tu niestety znowu obudził się we mnie tchórz i szłam prowadząc rower. Ścieżynka była wąziutka i kamienista, a moja chora wyobraźnia podsuwała mi obrazy pościeranych do kości łokci i kolan z lejącymi się litrami krwi – niestety to wygrało! Wiecie jak trudno się sprowadza rower po stromiźnie, myślę, że zjechanie stamtąd byłoby jednak dużo lepszym wyborem, ale cóż mówię to teraz, a wtedy stchórzyłam! Po tym stromym i wąskim odcinku nastąpił dużo milszy też stromy, ale na szerszej drodze i tu już pomknęłam tak jak przystało siedząc na rowerze i czując wiatr we włosach (a raczej w otworach kasku).

Po drodze zatrzymaliśmy się na lunch, na który ku naszemu ogromnemu zdziwieniu zaserwowano nam makaron z ryżem. Był to chow mein z warzywami i smażony ryż – dwa oddzielne dania, ale dość specyficzne połączenie 🙂 Głodny człowiek zje wszystko, tak też zrobiliśmy my i ruszyliśmy dalej. Na lunch musieliśmy trochę poczekać, gdyż nie spodziewali się nas tak wcześnie, a podczas oczekiwania spotkałam kózki 🙂

A piesy przyszły spać w cieniu restauracyjnego zadaszenia.

Przechodziła starsza pani z koszem pełnym zieleniny. Pani wyglądała na co najmniej 90 lat, ale bardzo sprawnie radziła sobie z tym ogromnym koszem.

Przejeżdżał autobus z pasażerami na dachu.

Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły, a raczej wyjechały.

A my i nasze rowery czekaliśmy popijając soczki, coca-colę, miejscowe mega słodkie red bulle i inne napoje.

Kaski ‘powiewały’ na wietrze…

Kozy albo były zainteresowane techniką rowerową, albo próbowały czy rowery przypadkiem nie są jadalne. Nie dowiemy się o co chodziło, gdyż odeszły z minami, że wcale nie są zainteresowane, jak tylko podeszłam bliżej. 

Dookoła toczyło się normalne życie małej wioseczki, rozciągały się piękne widoczki a pola prężyły się do słońca.

Chłopaki znowu pocisnęli w kolumbijskie makao, kłócąc się przy tym zawzięcie 🙂

Zwróćcie uwagę na nazwę kawiarenki w której siedzą 🙂 Niech żyje google.translator 🙂 Vision czy view – w sumie to samo 😉

W końcu ruszyliśmy dalej, a w związku z tym, że wyjechaliśmy z lasu znowu powitały nas piękne widoki!

Maluchy wracające ze szkoły bardzo chciały zdjęcie z nami, to mają 🙂

Dojechaliśmy do hotelu około 4.30. I kurcze znowu nie pamiętam nazwy, ale na szczęście jest wujek google! Tym razem nie było to schronisko (tutaj zwane tea house) tylko hotel, z wygodnymi łóżkami i łazienką w pokoju – luksus 🙂 A nazywał się Chautari Paradise Inn – polecam wszystkim śpiącym w Nagarkot, bardzo miłe miejsce z pięknymi widokami. No powiedzcie sami, fajnie mieć taki widok za oknem!

A tutaj ten sam widok następnego ranka.

A w ogródku klomb o kształcie ryby 🙂 

cdn…

Share:
Reading time: 3 min
Azja Rybim Okiem•Nepal•podróże małe i duże

Podróże małe i duże – Nepal część 2

June 18, 2014 by admin No Comments
Wyruszyliśmy na szlak około 9, już było dość gorąco, a zapowiadało się, że będzie upalnie. Do tego wilgoć po wieczornych i nocnych opadach. Woda, która spadła z nieba parowała zawzięcie. Trochę to utrudniało oddychanie, a przez to i pedałowanie, ale co nas nie zabije to nas wzmocni, więc i my uparcie parliśmy do przodu 🙂 Jak dnia poprzedniego widoki zapierały dech w piersiach!  Różnorodność zapachów, dźwięków, odcieni zieleni – raj dla zmysłów!

Porcja zdjęć zwierzątek różnorakich musi być 🙂 Nie byłabym sobą gdybym ich tu nie wstawiła, ale i tak jestem ‘łaskawa’ dla Waszych oczu gdyż mam tego typu zdjęć tysiące! Zwierzątka fascynują mnie niezmiennie 🙂 Jestem typowym mieszczuchem i nigdy nie miałam rodziny na wsi, więc kózki, kaczuszki, kurczaczki i inne zawsze przyciągają mój wzrok 🙂 I  nie tylko wzrok, gdyż zawsze pcham się z łapami aby pogłaskać – ale to już chyba rodzinna przypadłość, moja siostra ma tak samo 😛

Ale czy nie są słodkie?!

Tutaj cała nasza ekipa razem z jednym z przewodników. Jestem chudzielcem, ale przy Rameshu (to ten trzymany na rękach) jestem grubasem 😉 A jeżeli chodzi o przewodników to obaj byli super, chociaż ich poczucie odległości i czasu jest znacznie odmienne od naszego. Na pytanie: Ramesh jak długo jeszcze będzie pod górkę słyszeliśmy – hmmm jakieś 20 minut, potem okazywało się, że było to 40; albo słuchaj to my już pojedziemy dalej jak idzie trasa? – noo za jakieś 40 minut dotrzecie do dużego rozgałęzienia dróg i tam poczekajcie na resztę grupy; ok to jedziemy i docieramy do rozgałęzienia za minut 15 🙂

Przejrzystość powietrza była trochę mniejsza przez parującą wodę, ale z godziny na godzinę robiło się lepiej. Słonko mocno dawało się we znaki.

Pięknie! Zielono i pachnąco! Tego w Dubaju brakuje, szczególnie w lecie, kiedy przez upały w zasadzie nic nie pachnie. Wiosną (marzec/kwiecień) kwiaty pachną niesamowicie, ale w lecie wszystkie żywe stworzenia oszczędzają siły na walkę z upałem i o zapachu kwiatów można zapomnieć 🙁 Większość z Was pewnie w ogóle tego nie zauważa, ale w miastach w Polsce czuć zapach roślin i to nawet w tych dużych jak Warszawa! I jakie polskie miasta są zielone! 
Na nizinach człowiek wychodzi na polane i robi tam pole, ewentualnie musi wykarczować trochę lasu, czy wyzbierać kamulce. U podnóża Himalajów trzeba te pola sobie zbudować! Uprawa roli tutaj jest dużo trudniejsza, a rolnicy nie mają specjalistycznych maszyn, pracują rękami! Malowniczo te pola wyglądają nieprawdaż?
Mała pasterka ze swoimi krówkami. W zasadzie były trzy, ale się rozbiegły jak nadjechaliśmy aby spędzić stadko z drogi. Dziewuszki w wielu od 6 może do 10 lat. 

Jako, że dnia poprzedniego i w nocy padało drogi były trochę błotniste, ale jeszcze nie jakoś strasznie. To jak błotniste potrafią być drogi mieliśmy się dopiero przekonać 🙂 Po południu znowu zaczęło się chmurzyć, grzmieć i grozić deszczem. Przyspieszyłam znacznie pedałowanie, ale i tak nie udało mi się zdążyć, zaczęło podać jakieś 15 minut przed tym jak dotarłam do schroniska. Chmury wyglądały jak te co gromadziły się nad Mordorem we Władcy Pierścieni 🙂 Zdjęć co prawda nie mam, wolałam pedałować niż zatrzymać się i uwieczniać je na fotkach – musicie mi uwierzyć na słowo.

Trasa dnia drugiego była bardziej zróżnicowana, tzn podjazdów było mniej więcej tyle samo co zjazdów. W związku z tym dała dużo więcej przyjemności. Już nie wnikając w to, że człowiek przyzwyczaja się do terenu i pedałowania i robi się pewniejszy z dnia na dzień. Na początku przy zjazdach tchórzyłam i hamowałam, a ostatniego dnia było już zupełnie inaczej. Faktem jest jednak też to, że na następną taką wyprawę zakupię sobie dobre ochraniacze na łokcie i kolana – wtedy ewentualne upadki będą mi mniej straszne 🙂

Drugi nocleg mieliśmy w wiosce o nazwie Chisapani. Malutka osada na szczycie wzgórz. W większości budynków nie było prądu i to już od kilku dni. Nasz hotelik / schronisko miało swój generator więc przynajmniej nie musieliśmy jeść po ciemku 🙂 Samo schronisko przyzwoite, choć łóżka jak w poprzednim twarde strasznie – tzn jak kto lubi, Pawłowi odpowiadały. Ja jestem ‘księżniczką na ziarnku grochu’ i jak dla mnie było za twardo, ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma!

Po deszczu przyszły chmury! Ta białość na zdjęciu poniżej to właśnie one. Temperatura spadła jakieś 10 stopni. Kiedy stało się na skraju drogi, nad przepaścią, to te schodzące w dół chmury były jak armia umarłych, przynosiły ze sobą niesamowity chłód a z nim dość dziwne uczucie (chyba naczytałam się za dużo książek).

Tu te chmury z oddali coby było je lepiej widać.

W oczekiwaniu na kolację 🙂 Zabrali się za grę w kolumbijską wersję makao – z tego co mi się udało zorientować to jest ona dużo wredniejsza niż nasza. Ja szczerze mówiąc nienawidzę kart – myślę, że ma to swoje korzenie w dzieciństwie, kiedy to na wakacjach w deszczowe dni, cała moja rodzinka siedziała i grała w karty, a ja jako, że byłam za mała nudziłam się jak w mops w tym czasie. Tak mi zostało do dziś i jakoś nie udało mi się przezwyciężyć tej niechęci.

Do wieczornego gadania znaleźliśmy taki oto wynalazek 🙂 Tanie toto było strasznie i muszę powiedzieć, że nie najgorsza ruda na myszach – powiedziałabym nawet, że starego Jasia Wędrowniczka przewyższa znacznie. Fakt faktem, że piliśmy to z odrdzewiaczem zwanym coca-colą, a z nią chyba wszystko da się wypić (no oprócz Jasia, bo on z niczym nie wchodzi). 

cdn

Share:
Reading time: 5 min
Azja Rybim Okiem•Nepal•podróże małe i duże

Podróże małe i duże – rowerki w Nepalu część 1

June 15, 2014 by admin No Comments
Wakacje to fajna sprawa, szczególnie jak można się zupełnie oderwać od rzeczywistości! A takie jak teraz mieliśmy do nich na pewno należały! Zacznijmy od początku czyli rowerowego treku w Nepalu. Nepal powitał nas piękną, bardzo przyjemną pogodą z temperaturami do 30 stopni oraz niebieskim niebem z chmurkami gdzieniegdzie.

Rowerowanie w Nepalu było pomysłem Pawła. Na jakiejś imprezie usłyszał, że organizowany jest taki wypad i zapalił się jak pochodnia 🙂 Na pomysł wpadł nasz kolega, załozyciel TrekkUp. Na początku byłam sceptyczna, w końcu to Himalaje, a ja na rowerze w terenie ostatni raz jeździłam jakieś 4 lata temu w Polsce. Od tamtego czasu rowerek treningowy na siłowni i tyle. Jak wiecie staraliśmy się przygotować do tego wyjazdu jeżdżąc tutaj na rowerze, ale tutaj jeździ się na szosówce, a górska jazda jest zupełnie inna. 
Bałam czy dam radę nie ukrywam tego; czy pamiętam jeszcze jak się jeździ po bezdrożach, czy pamiętam jak balansować odpowiednio aby nie uszkodzić się na zjazdach itd. Ale zupełnie bezpodstawnie! Było super, chociaż jak mogliście zobaczyć na zdjęciach w poście ‘mały update’ nie obyło się bez masy siniaków – chociaż tylko jeden był wynikiem upadku (ten największy pod kolanem), reszta to obijanie się o pedały przy podejściach. Gdyż zaprzeczyć się nie da, były i takie chwile kiedy pchałam swój rower pod górę, bo pary w nogach na podjechanie nie starczyło!


Wyjechaliśmy z Kahmandu z hoteliku Holy Himalaya (bardzo przyzwoity hotel na Thamelu z wifi, śniadankiem, czystymi pokojami i gorąca wodą). Najpierw trzeba było przejechać przez szalony ruch miejski, co dla mnie było o tyle trudne i straszne, że w Nepalu jest ruch lewostronny, z mojego punktu widzenia niepoprawny 😉 Po przeprawie przez miasto, zaczęło się wspinanie do bram parku narodowego Shivapuri – Nagarjun. Kilkanaście kilometrów ostro pod górkę. 

Oczywiście zatrzymywaliśmy się od czasu do czasu aby odpocząć! Cała nasza grupa liczyła sobie 17 osób plus dwóch przewodników nepalskich (chłopaków z mięśniami ze stali, którzy nigdy się nie męczą, albo przynajmniej nie było tego po nich widać). W tej siedemnastce ludzi była siódemka Polaków, czyli całkiem silna ekipa biało – czerwona, a poza tym mieszanka kulturowa z całego świata. Super ekipa i już planujemy kolejne wspólne pedałowanie! Również Nepal, tylko tym razem Mustang!


Aby dotrzeć do naszego miejsca docelowego, czyli miejscowości Mulkharka, po przekroczeniu bram parku dalej pedałowaliśmy pod górę (więcej było pchania roweru pod górę niż pedałowania, ale to tak na marginesie). Widoki były piękne i wynagradzały cały znój.

Spotkaliśmy również całą masę psiaków i kózek 🙂 Nie mogłam się powstrzymać i oczywiście wyczochrałam tego małego rogacza, a w zamian za to pięknie mi zapozował!
Zieloność, zapach i dźwięki lasu to coś za czym bardzo tęskniłam. Chłonęłam więc wszystko bardzo łapczywie. Cykady grały z wielką werwą, jedna grupa próbowała zagłuszyć drugą, a wszystkie razem wzięte trele ptaków 🙂
Pogoda pierwszego dnia była gorąca i sucha. Temperatura koło 30 stopni, ale do tego lekki chłodny wiaterek – więc absolutnie cudowna. Wieczorem zaczęły się zbierać chmury i spadł pachnący deszcz!
  
Im wyżej się wspinaliśmy tym piękniejsze widoki ukazywały się naszym oczom. Różnica wzniesień jaką pokonaliśmy pierwszego dnia to około 1200 metrów – myślę, że to całkiem sporo.
Po drodze spotkaliśmy również mniszki, które utrzymują drogę w dobrym stanie. Dbają o jej nawierzchnię (zasypując dziury) oraz zmiatają suche liście, które zrzucają drzewa.

Dwie osoby z naszej grupy postanowiły trochę oszukać i złapały taksówkę! Cieniaki! A jeżeli chodzi o taksówki to te małe Suzuki to najlepsze ‘terenowe samochody’ w Nepalu – to gdzie oni tymi autkami potrafili wjechać to aż się wierzyć nie chce!

Tutaj cała nasza ekipa (oprócz oszukujących z taksówki).

Zieloność, rzeczki, wodospady – pięknie, po prostu pięknie!

A taka niespodzianka czekała na mnie za jednym z zakrętów 🙂

Całe stado małpek, niestety były bardzo płochliwe, ale dzięki cierpliwości i siedzeniu tam dobre 30 minut udało mi się je przekonać, że nie jestem straszna i można wyjść z zarośli!

Nie pamiętam jak nazywał się Tee House w którym nocowaliśmy w Mulkharce, ale był ok. Ciepła woda z kranie. Prysznice czyste, tylko łóżka trochę twarde, ale myślę, że tam akurat to mało ważne gdyż większość nocujących jest tak zmęczona po całodziennym chodzeniu czy pedałowaniu, że zasnęłaby i na podłodze! 
W oczekiwaniu na obiadek wypiliśmy zasłużone zimne piwko. W Nepalu moje ulubione to Ghorka, ale Everest też jest dobry. Bardzo popularny jest tu Tuborg, któremu nic zarzucić nie można. Mniej mi smakujące nazywa się Kathmandu, ale na pewno znajdzie ono też swoich zwolenników.

Panie w kuchni uwijały się aby przygotować dla nas kolację 🙂

 

Kolacja była pyszna, dla wegetarian zostały przygotowane dania bezmięsne, więc wszyscy byli zadowoleni i najedzeni 🙂
A wieczorem przyszedł deszcz… Przynosząc lekkie ochłodzenie i piękny zapach – uwielbiam zapach rozgrzanej ziemi na którą spadnie deszcz i to jak zieloność robi się jeszcze bardziej zielona…

ciąg dalszy nastąpi…

Share:
Reading time: 5 min
Azja Rybim Okiem•Nepal•podróże małe i duże•Singapur•Tajlandia

Ryba na wakacjach oraz loty multicity

May 22, 2014 by admin No Comments
Wspomniałam w poście z Panem Jaszczurem, że jedziemy na wakacje. 
Jedziemy, człowiek musi czasem odpocząć w innej rzeczywistości i otoczeniu. 
Plan jest taki – najpierw krótki trek rowerowy w Nepalu, wskok do Dubaju po zmianę rzeczy oraz na koncert Black Sabbath a potem wziuuu do Tajlandii przez Singapur.
Continue reading
Share:
Reading time: 2 min
Azja Rybim Okiem•Nepal•podróże małe i duże

wspomnienie z Nepalu

March 23, 2014 by admin No Comments
Zdjęciowe wspomnienie z Nepalu. Okolice miejscowości Pokhara.
Krasnal 🙂
 
Widok na jezioro i Pokharę ze wzgórza Sarangkot
Przystanek na wodę i złapanie oddechu
 
 
Panna dżdżownica 
Zieloność – tęsknię za tym w piaskownicy…
I znowu cywilizacja
Następnym razem chyba też się skuszę na paragliding
Pranie, wyżymanie
a tu pilnuję ja!
Kosmiczny brontozaur – szkoła językowa 😀
Takie miałam w doniczce w domu!
Miś Barei? Daleko chłopak zaszedł 😉

 

 

Share:
Reading time: 1 min
Azja Rybim Okiem•Nepal•podróże małe i duże

Zapalamy Himalaje – czyli wschód słońca nad masywem Annapurna / Nepal

August 11, 2013 by admin 2 Comments
Wstawanie przed świtem nie należy do moich ulubionych, szczególnie, że jestem typowym typem sowy. Na początku nawet chciałam sobie darować ten wschód słońca, ale na szczęście nie zrobiłam tego! Wstający dzień w górach to piękny widok! Słońce malujące góry zapiera dech w piersiach. Niestety aura nie do końca dawała nam się cieszyć tymi pięknymi widokami, bo razem ze świtem przyszła mgła i dość duża wilgotność powietrza, która ciut przesłaniała widok, ale i tak było pięknie!

Masyw Annapurna i najwyższy jego szczyt Annapurna I (8091 mnpm), który jest dziewiątym ośmiotysięcznikiem Ziemi w pierwszych promieniach słońca prezentował się imponująco. Na moich zdjęciach najbardziej widać szczyt o nazwie Machhaphuchhare co oznacza po prostu rybi ogon. Ma on 6993 mnpm.

 

Miejsca widokowe znajdują się na górze Sarang Kot na której miejscowi pobudowali motele i kawiarnie z tarasami widokowymi. Super miejsce do kontemplacji gór przy kawie czy herbacie.

Widać, że jesteśmy niewyspani co?

Kawa o wschodzie słońca w takich okolicznościach przyrody potrafi wynagrodzić wszystko 🙂

A tu na tarasie zjedliśmy śniadanie, nie przeszkadzał mi nawet omlet po raz tysięczny 🙂

Góry są niesamowitym miejscem! Za każdym razem kiedy w nich jestem czuję potęgę natury i ogromną pokorę w stosunku do niej. Zmuszają do refleksji nad życiem – przynajmniej ja tam mam 🙂

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Share:
Reading time: 1 min
Azja Rybim Okiem•Nepal•podróże małe i duże

Zip Flyer Pokhara / Nepal

July 1, 2013 by admin No Comments
Wybranie się tam było pomysłem mojej siosry i jej męża! Obejrzałam sobie filmik na youtube (http://www.youtube.com/watch?v=MsOzAbUt8n8) i stwierdziłam, że może być fajnie – jak zawsze kiedy chodzi o ekstrema potem bałam się strasznie podjętej decyzji. Musicie wiedzieć, że mam ogromny lęk wysokości, a chyba jeszcze większy lęk przed wytworami człowieka (wszelkie wierze, mosty itp.).
 
Dzień był piękny! Góra na którą najpierw trzeba było się wysoka. To są zdjęcia zrobione podczas jazy pod górkę. Kierowca chciał nas chyba doprowadzić do zawału serca swoim stylem jazdy – muszę powiedzieć, że był bardzo blisko!

Widok z miejsca początku liny w dolinę, gdzie kończy się zjazd. Zresztą liny widać w prawej części zdjęcia.

 

Na pierwszy ogień poszła moja siostra i jej mąż – szczęściarze. W tym momencie bałam się tak strasznie, że mysłałam, że zrezygnuję.

 

Jak widzicie zapinają człowieka w uprząż. Nogami trzeba się zaprzeć o zapadnię, która się zwolni jak zacznie się zjazd.

I poszli…

Chyba widać, że cały czas się waham 🙂 Zrobiłam głupią rzecz gdyż przeczytałam w ich biurze, że czasem, bardzo rzadko zdarza się iż człowiek zatrzymuje się gdzieś pomiędzy startem a metą. Akcja ratunkowa może trwać około 3 godzin! To dość straszne wisieć tam i czekać na ratunek!

Trochę danych na temat zjazdu:

– różnica wzniesień 600 metrów
– maksymalna prędkość 140 km/h
– długość 1850 metrów
 
W czasie jazdy na początku nie da się oddychać (przynajmniej ja tak miałam), pęd powietrza uniemożliwia zupełnie wzięcie oddechu. Dodatkowo wyciska łzy z oczu, miałam wrażenie że wyglądam jak płaczący bohaterowie kreskówek. 
 
Chwilowo opanował mnie także lęk o tym zatrzymaniu się. Paweł pojechał dużo szybciej i nie przyszło mi wtedy do głowy, że to wszystko fizyka i pojechał szybciej bo jest cięższy 🙂
 
 Jak już człowiek opanuje lęk to widoki jakimi można cieszyć oczy są powalające!

We did it!!!!!

Tu już pełen relaks podczas czekania na piwko i zdjęcia 🙂

I trochę widoków z doliny.

Kto widzi sokoła? A może to orzeł albo jastrząb…

Tak wygląda meta.

 A to bar na dole.

Mali mnisi wracają ze szkoły.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Share:
Reading time: 2 min
Page 1 of 212»

O mnie

Cześć, mam na imię Wanda. Na moim blogu możecie poczytać o Dubaju, w którym mieszkam, oraz o różnych miejscach, które odwiedziłam :) Kocham podróże i góry, bardzo... kocham też małe futrzaki, które mieszkają ze mną, a mianowicie fretki!

Instagram

instagram – vanda_does_pilates

Recent Posts

  • Jakby co to żyję ;)
  • 2021 puff i już 2022
  • Kilka słów o Islandii
  • Seszele czyli raj na Ziemi – wstęp
  • Wyspa Sir Bani Yas w Emiracie Abu Dhabi

Archives

  • April 2022
  • January 2022
  • October 2021
  • September 2021
  • June 2021
  • March 2021
  • February 2021
  • June 2020
  • April 2020
  • December 2019
  • November 2019
  • October 2019
  • August 2019
  • July 2019
  • June 2019
  • May 2019
  • April 2019
  • December 2018
  • November 2018
  • October 2018
  • May 2018
  • March 2018
  • January 2018
  • December 2017
  • November 2017
  • September 2017
  • August 2017
  • July 2017
  • June 2017
  • May 2017
  • April 2017
  • March 2017
  • February 2017
  • January 2017
  • December 2016
  • November 2016
  • October 2016
  • September 2016
  • August 2016
  • July 2016
  • June 2016
  • May 2016
  • March 2016
  • February 2016
  • January 2016
  • December 2015
  • November 2015
  • October 2015
  • September 2015
  • August 2015
  • July 2015
  • June 2015
  • May 2015
  • April 2015
  • March 2015
  • February 2015
  • January 2015
  • December 2014
  • November 2014
  • October 2014
  • September 2014
  • August 2014
  • July 2014
  • June 2014
  • May 2014
  • April 2014
  • March 2014
  • February 2014
  • January 2014
  • December 2013
  • November 2013
  • October 2013
  • September 2013
  • August 2013
  • July 2013
  • June 2013
  • May 2013
  • April 2013
  • March 2013
  • February 2013
  • January 2013
  • December 2012
  • November 2012
  • October 2012
  • September 2012
  • August 2012
  • July 2012
  • May 2012
  • April 2012
  • February 2012
  • January 2012
  • December 2011
  • November 2011
  • October 2011
  • September 2011
  • August 2011
  • July 2011
  • June 2011
  • April 2011
  • March 2011
This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

© 2017 copyright PREMIUMCODING // All rights reserved
Designed by Premiumcoding
W celu zapewnienia maksymalnej wygody uzytkowników przy korzystaniu z witryny ta strona stosuje pliki cookies. Szczególy w naszej Polityce prywatnosci. Kliknij "Zgadzam sie" Szczególy