Sir Bani Yas to wypa leżąca w emiracie Abu Dhabi. Od Dubaju oddalona o jakieś 350 km, a od Abu Dhabi 170 km.
Jest to naturalna, niewielka wyspa położona około 9 km od wybrzeża. Mierzona północ/południe ma 17.5 km, wschod/zachód 9 km.
Sir Bani Yas to wypa leżąca w emiracie Abu Dhabi. Od Dubaju oddalona o jakieś 350 km, a od Abu Dhabi 170 km.
Jest to naturalna, niewielka wyspa położona około 9 km od wybrzeża. Mierzona północ/południe ma 17.5 km, wschod/zachód 9 km.
Kwarantanna zniesiona, wypuścili nas z domu. Została tylko godzina policyjna – od 11 wieczorem do 6 rano jest zakaz opuszczania ‘koszar’.
W ostatni weekend zrobiliśmy prawie cały odcinek rajdu Abu Dhabi Desert Challenge z roku 2015.
Pisałam już kiedyś o wycieczce na półwysep Musandam w Omanie i pływaniu łódeczką. Wtedy płynęliśmy z miejscowości Dibba – dla ciekawych poniżej jest odnośnik do tamtego posta
Na poszukiwania nawiedzonego pałacu wybraliśmy się większą ekipą. Patrząc od prawej mamy Magdę i Tomka z www.podróżne.tk, potem jestem ja, i po lewej Marcelina z vloga o życiu w Dubaju (znajdziecie ją na youtube). Wiadomo, jeżeli zapuszczać się w miejsca gdzie straszy to tylko ze sprawdzoną ekipą!
Przedziwna jest też konstrukcja. Architekt tego budynku chyba lubi dziwne twory. Budynek jest nieregularny, z masą nisz, wypustek i innego tałatajstwa.
Co się niewątpliwie odbija na równie nieregularnym wnętrzu. Weszliśmy do środka przez drzwi do garażu, gdyż główne okazały się zamknięte. Większą część parteru zajmuje ogromny hol. W pokojach przylegających do holu znajdują się stare meble, rzeźby i inne przedmioty typu ten wielki dzbanek.
I kolejny dzbanek, ten taki typowy jak używany tutaj do kawy, tyle, że dla giganta 🙂
Cała klatka schodowa, jak również większość pomieszczeń, jest wykafelkowana. Przedziwne to jest, rozumiem kafle na podłodze, ale na ścianach!? Ok w łazience, kuchni, ale w pokojach?! Paweł się śmiał, że skoro cały budynek jest dziwaczny i w sumie budzący grozę, to może te kafle były po to aby…
łatwiej było z nich zmyć krew 😛 Po paru sadystycznych mordach nie było by dziwne gdyby zaczęło straszyć – to oczywiście żart i konfabulacja wywołana przedziwną atmosferą tego miejsca!
Wszystkie drzwi są miastenie rzeźbione. Moim zdaniem są bardzo ładne i w sumie mogłabym mieć takie w domu. Do odpowiednio zaprojektowanych wnętrz pasowałyby idealnie. Wyobraźcie sobie takie w pomieszczeniach w stylu prowansalskim lub rustykalnym.
Sufit holu na parterze kryje w sobie tajemnicę pierwszego piętra…
Żyrandole kryształowe, na ścianach mozaikowe obrazy. Całość jednak dość kiczowata w odbiorze.
Wiele pokojów wygląda trochę jak sale balowe 🙂 Ogromnie ciekawi mnie to jak wyglądały te wnętrza jak dom był jeszcze zamieszkany. Podejrzewam, że stały tu meble w stylu Ludwika XIV jakie można tu znaleźć w sklepach.
Zresztą jak widzicie w składziku ostały się jakieś dokładnie w takim stylu. Pałac za czasów świetności musiał budzić podziw, aczkolwiek był obrazem kiczu nad kiczami 🙂
Mozaika na suficie w przedziwnych barwach, powiedziałabym barbiowych. Nie chciałabym się budzić i widzieć czegoś takiego co rano. Fakt jestem zwolenniczką prostych wnętrz, a to wywołuje u mnie mdłości i kłóci się z przyjętym przeze mnie poczuciem estetyki.
Jakby tego było mało marmurowa toaleta i bidet! Różnych łazienek widziałam chyba z 10. Pomieszczeń mieszkalnych naliczyłam ze 20!
O! a to jest kolejna dziwna tajemnica tego domu. Hol pierwszego pietra! Wygląda jak pomieszczenie do odprawiania tajemnych rytuałów. Na tą piramidę pada światło ze studni prowadzącej na kolejne piętro.
A w tej łazience chyba jakieś ptaczory się zagnieździły, a przynajmniej urządziły sobie małą kloakę.
Kolejne pietro, najwyższe. Pokój z lufcikami w suficie oraz znakami zodiaku wymalowanymi na nim.
A tu ta ‘studnia’ o której pisałam wcześniej, przez którą światło wpada na piramidę. W południe kiedy słońce stoi w zenicie musi się tam rozgrywać interesująca gra świateł i cienia.
Rzut oka na czubek piramidy.
Kilka ujęć znaków zodiaku.
Muszę przyznać, że nie widziałam nigdy wodnika ze skrzydłami anioła.
Sufit kolejnego pomieszczenia.
Wanna została wytargana z pomieszczenia obok, które ma ogromne okna. Hmm fajnie brać kąpiel z widokiem na okolicę.
Przedziwne miejsce budzące grozę, trochę podziw, a trochę mdłości wywołane kiczowatością niektórych pomieszczeń. Myślę, że dziwne uczucie, które mi towarzyszyło w tym domu to sprawa zasłyszanych/przeczytanych historii na temat tego miejsca…
…a może to był jednak dżin!?
Zostaliśmy zaproszeni na tą wyprawę przez Offroad zone – fajny sklepo/warsztat specjalizujący się w przerabianiu/ulepszaniu autek. Chłopaki kochają Jeep’y Wranglery więc wpasowaliśmy się idealnie. Na 25 aut wranglerów było 19! Muszę powiedzieć, że szkoda że Liwa (tak nazywa się główna miejscowość tamtego terenu) leży tak daleko. Z Dubaju to ponad 300 km, ale wrażenia bezcenne!
Po drodze mijaliśmy muzeum samochodów Szejka Rainbow. Kiedyś muszę tam koniecznie wrócić, a wtedy podzielę się z Wami zdjęciami i wrażeniami. Teraz tylko jedno ogromne autko, a mianowicie Land Rover Defender.
Tutaj już na pustyni… zanurzamy się w odmętach Rub Al Khali…
Długo się zastanawiałam co przypominają mi te wydmy. Cały czas coś ‘deserowatego’ i słodkiego chodziło mi po głowie… I dziś oglądając i wybierając zdjęcia mnie olśniło!!! One wyglądają jak karpatka robiona przez moją siostrę 😀
Napotkaliśmy też ogromną równinę – pozostałość po istniejącym kiedyś tam słonym jeziorze, a nawet ostatki tego jeziora.
Oczywiście wszyscy rzucili się do robienia zdjęć…
Widoki niesamowite, a wydmy ogromne, są i takie które mają ponad 800 metrów wysokości!
Widok ze szczytu w dolinę
Konwój – prawie w całości
Jeepy, Jeepki, Jeepunie… 😀
Błogość… Pustynia to dla mnie ucieleśnienie spokoju…
Ktoś się musiał zakopać, a w tym wypadku powiesić na załamaniu wydmy.
Nie ma jak to pohasać w poprzek ścianki.
Obóz, wieczorem ognisko, grill, przeciąganie liny, shisha…
I wspinaczka piaskowa
A oto nasz poranny gość. W nocy zresztą była ich cała masa – gości znaczy się, różnych, bo tropów dookoła namiotu naliczyłam około 10 różnych, w tym jakiś myszkowych też.
Pustynia o poranku. Około 9 rano było już 28 stopni i zapowiadał się bardzo upalny dzień (data 01.03).
Hotel Qasr al Sarab – ładnie się tam prezentował w oddali
Droga do domu… korzystając z okazji, że już jesteśmy w okolicy pojechaliśmy okrężną drogą przez Liwa
Liwa to oaza, i muszę powiedzieć, że faktycznie okolica obfitująca w gaje palmowe oraz pola uprawne.
Po drugiej stronie ulicy zaczyna się już Empty Quarter, bezkres piasku…
Na zachód i południowy zachód od Abu Dhabi w kierunku Madinat Zayed ciągnie się płaska dolina wyschniętego jeziora. Niesamowity widok, gdyż cały teren jest płaski jak stół! Tam też buduje się pierwsza nitka kolejowa w Emiratach oraz wielka elektrownia słoneczna Al Shams (co oznacza po prostu słońce).
Tak zakończyła się nasza przygoda z Empty Quarter. Ale na pewno nie był to pierwszy i ostatni raz! Mam nadzieję, że wrócimy tam jeszcze wielokrotnie!
Niektóre domostwa jak to są bardziej nowoczesne, zbudowane na mój gust z betonu, chociaż na materiałach budowlanych znam się jak świnia na gwiazdach, więc pewna nie mogę być. Ale dachy zostały położone starą metodą i wykonane z drewna i liści palmowych.
A w kuchni nawet kafelki się znalazły 🙂
Na mnie wywarło to ogromne wrażenie. Budowali z tego czego mieli pod dostatkiem, a było to w czasach kiedy woda w morzach nie była jeszcze zanieczyszczona, więc pewnie zdolności odradzania się rafy były większe. A poza tym podejrzewam, że prości rybacy nie zastanawiali się nad tym, że mogą zaburzyć równowagę środowiska.
Piękne są te korale nieprawdaż?
Te wnętrza mają w sobie wiele uroku, czuć tu byłych mieszkańców, ich troski i małe radości.
Część terenu z najstarszymi budynkami jest ogrodzona i chroniona. Prowadzone też są tam prace archeologiczne.
Poniżej wnętrze minaretu – muszę powiedzieć, że mułła opiekujący się tym meczetem, musiał być sprawnym człowiekiem. Wspinanie się na te wąskie schody 5 razy dziennie aby nawoływać na modlitwę, nie było łatwym zadaniem.
Jedynym mieszkańcem jakiego spotkałam to ta jaszczurka 🙂
Przepraszam za tą ogromną liczbę zdjęć, ale miejsce to miało w sobie niesamowity, mistyczny niemal klimat. Będąc tam niemal mogłam poczuć zapachy gotowanego jedzenia i usłyszeć szmer rozmów oraz krzyki bawiących się tam niegdyś dzieci! Magiczne miejsce! Czuć tu duchy starej Arabii i na pewno jest to miejsce, które jest świetną lekcją historii tego regionu. Architektura, konstrukcja całego miasteczka – cudowne miejsce! Polecam się tam wybrać.
Cześć, mam na imię Wanda. Na moim blogu możecie poczytać o Dubaju, w którym mieszkam, oraz o różnych miejscach, które odwiedziłam :) Kocham podróże i góry, bardzo... kocham też małe futrzaki, które mieszkają ze mną, a mianowicie fretki!