To był dobry rok. Odwiedziłam Kambodżę, Etiopię, Seszele, spędziłam miesiąc w Polsce. Zrobiłam kolejne pilatesowe szkolenie (teraz czeka mnie tylko dużo nauki i egzamin na końcu drogi – ale to już w przyszłym roku 🙂 ).
To był dobry rok. Odwiedziłam Kambodżę, Etiopię, Seszele, spędziłam miesiąc w Polsce. Zrobiłam kolejne pilatesowe szkolenie (teraz czeka mnie tylko dużo nauki i egzamin na końcu drogi – ale to już w przyszłym roku 🙂 ).
Dzień 7: Mekarebya – Mulit
Fajny dzień, bo nie za długi. Szliśmy tylko około 7 godzin i zrobiliśmy 16 km. Najpierw w dół i przez rzekę. Znowu trzeba było buty ściągać 😊 Potem góra, dół, góra, dół, góra, dół i na koniec, a w zasadzie nie na koniec tylko przed lunchem ostro pod górę. Zrobiło się upalnie, gdyby było tak 5 stopni mniej, byłoby cudownie!
Dzień 6: Sona – Mekarebya
Z obozowiska Sona ruszyliśmy drogą w dół, około 1250 metrów przewyższenia. Jak to schodzenie w dół, nie było ono cudowne; kamienie i żwir, po którym się co chwila zjeżdżało i chyba wszyscy tego dnia przynajmniej raz wylądowali na tyłku. Dziś przeszliśmy około 14,5 km.
Dzień 5: Ambiko – Sona (3200m – 2800m – 3600m – 3200m)
Kolejny trudny, męczący i długi dzień. Do postoju na drugie śniadanie podejścia mieliśmy już ponad 900m. Na koniec dnia zrobiło się tego prawie 1300m. Zrobiliśmy dziś około 23 km.
Dzień 4: Ambiko – szczyt Ras Dashen – Ambiko (3200m – 4543m – 3200m), 22km, 13h
Wyszliśmy z obozu o 4 rano w szóstkę. Paweł złapał grypę i miał gorączkę, Marek też nie czuł się na siłach aby iść na szczyt Ras Dashen lub Ras Dejen jak nazywają tą górę miejscowi.
Dzień 3: Chenek – Ambiko (3650m – 4200m – 2800m – 3200m)
To był bardzo trudny dzień! Bardzo długi, 18 km, przewyższenia widzicie linijkę wyżej i ponad 10 godzin marszu.
Dzień 2 – droga do Chenek (3500m – 4070m – 3650m)
Jako że mieliśmy zrobić dwa dni w jeden, podjechaliśmy trochę autem. Zaczęliśmy o 6 rano, aby mieć szansę zdążyć przed deszczem, który miał nadejść po południu. Po opuszczeniu auta przeszliśmy ok 10 km.
Dzień 1 Gondar – Debark – Gich
Tak miał wyglądać plan na dziś, ale niestety jak dojechaliśmy do miejsca, w którym mieliśmy zacząć trek, zaczęło lać. Padało tak mocno, że przewodnik obawiał się, że nie przejdziemy przez rzekę, która była na naszej drodze.
Do Etiopii polecieliśmy ich narodowym przewoźnikiem Ethiopian Airlines – muszę powiedzieć, że samolot był całkiem wygodny, a obsługa przemiła. Spędziliśmy noc w Addis Abeba, aby następnego ranka polecieć dalej do Gondaru.
Cześć, mam na imię Wanda. Na moim blogu możecie poczytać o Dubaju, w którym mieszkam, oraz o różnych miejscach, które odwiedziłam :) Kocham podróże i góry, bardzo... kocham też małe futrzaki, które mieszkają ze mną, a mianowicie fretki!