Do świąt jeszcze dwa tygodnie, a u mnie choinka, lampki, poinsecja i inne świąteczne dekoracje. Sezon świąteczny zaczynam 6 grudnia – baaardzo lubię święta. W tym roku w dzień powrotu z wakacji ubrałam choinkę i powiesiłam część świątecznych dekoracji. Teraz czas na coroczne oglądnie ‘Love actually’ – siedząc pod kocykiem z kubkiem gorącej czekolady wprowadzam się w świąteczny nastrój 🙂
Browsing Tag
blog o podrozach Do tego wyjazdu, wyspy takie jak Jawa, Bali, Sumatra czy Flores kojarzyły mi się tylko z programami przyrodniczymi, które kończyły się słowami ‘czytała Krystyna Czubówna’. Pamiętam, że siedząc w podstawówce na geografii, te strony atlasu były moimi ulubionymi 🙂 Siedziałam i gapiłam się na te wysepki poniżej równika gdzieś hen hen daleko od domu i marzyłam, że kiedyś tam pojadę, że na własne oczy zobaczę warany z Komodo, zajrzę do oka wulkanu oraz spróbuję nasi goreng w jego ojczyźnie. Wtedy wydawało się to dość nierealne, ale marzenia należy spełniać i nie bać się tego! Gdyż na miejsce spełnionych marzeń zawsze pojawią się następne! A jeżeli marzenia dotyczą poznawania nowych miejsc i odkrywania cudów naszej Mateczki Ziemi to jest ona taka duża, że na całe życie nam na pewno wystarczy.
Mam taką listę – miejsca, które chciałabym zobaczyć – i część już z niej skreśliłam, ale non stop dołączają tam nowe. Często natrafiam przeglądając internet na listy typu ileś tam miejsc, które musisz zobaczyć przed śmiercią i odnajduję nowe, piękne i do tej poty nie znane mi kawałki świata 🙂 Ba, w Polsce, w której mieszkałam prawie całe życie są miejsca, których nigdy nie widziałam, a bardzo chciałabym zobaczyć – weźmy na przykład takie Bieszczady!
Moi drodzy nie bójcie się marzyć i spełniać swoje marzenia. Wiem, że tego typu podróże są kosztowne, ale zawsze można zacząć szukać okazyjnych cen biletów, bo bilet lotniczy jest w całej tej zabawie najdroższy. Na miejscu można przeżyć za na prawdę małe pieniądze. Wiadomo, że pokój z klimatyzacją będzie droższy niż taki z wiatrakiem, ale oba można znaleźć w przystępnych cenach. Trip advisor czy booking.com pozwolą nam znaleźć wiele super ofert!
Indonezja to piękny i bardzo różnorodny kraj. Każda wyspa jest ciut inna, choć sama miałam okazję zobaczyć tylko cztery. Był to również pierwszy raz kiedy byłam na południe od równika oraz najbardziej na wschód kiedykolwiek. Wiecie, że Indonezja leży na 17508 wyspach i około 6 tysięcy z ich nie jest zamieszkanych. Wyspy są rozsiane na ogromnym terenie i w związku z tym kulturowo też różnią się od siebie.
W poprzednim poście pisałam o tym, że motorki są bardzo popularne i jest ich cała masa, poniżej dowód na to. W zasadzie dominują na drogach.
Jak widać na poniższym zdjęciu mogą też być przenośnym miejscem pracy. Są na nich montowane przenośne sklepiki lub kuchnie uliczne.
A wracając do Indonezji, jest ona zróżnicowana również pod względem religijnym. Jest to kraj, w którym religie współżyją ze sobą. Najwięcej jest muzułmanów, szczególnie na Jawie. Islam przybył do Indonezji dawno temu wraz z kupcami i jest zupełnie inny niż ten w arabskich krajach. Nazwałabym go bardziej ‘ludzkim’, otwartym.
Nasz wyjazd do Indonezji był bardzo krótki i dlatego tym razem musieliśmy zaplanować wszystko wcześniej od początku do końca. Jedną z wielu twarzy Indonezji są wulkany! Jest ich bardzo dużo, a dokładniej 47. Tym razem widzieliśmy dwa Bromo i Ijen. Aby poszło sprawnie wykupiliśmy sobie trzy dni z firmą www.exploredesa.com. Mogę ich polecić z czystym sumieniem. Naszym kierowcą był Samsul – bardzo fajny gość i dobry kierowca. Oba hotele, w których spaliśmy były przyzwoite.
W tejże wioseczce znajdował się nasz hotel koło Bromo, z pięknym widokiem na wulkan (powyżej).
Jedynym problem jaki mieliśmy w tym hoteliku to przeciekający dach w pokoju 😉 Trochę przez to zmokło nam łózko, ale dało się spać. Chociaż jadąc tam musicie pamiętać, że noce są bardzo zimne i trzeba mieć ze sobą ciepłe ubrania. Czapka i rękawiczki oraz ciepła kurtka i nawet rajstopy są bardzo przydatne przy oglądaniu wschodu słońca! Było dramatycznie zimno!
Po przyjeździe poszliśmy na spacer po okolicy, zobaczyć jak ludzie mieszkają, jak toczy się ich życie, co uprawiają. Większość domów jest taka jak te dwa poniżej, zadbana i wysprzątanym otoczeniem. Co przypomina mi o tym, że nie pisałam o ogólnej czystości, no więc jest czysto, nie sterylnie, ale czysto. Kraj nie tonie w śmieciach, a większość zamieszkanych miejsc jest posprzątana. Choć plaże na Bali podobno zaśmiecone strasznie – trudno mi to potwierdzić lub temu zaprzeczyć, gdyż nie widziałam.
Śmieszną rzeczą są kafelkowe obrazki na domach. Tu poniżej bóstwo hindu, ale na niektórych domach był na przykład Kubuś Puchatek.
Miejscowość ta leży na klifie przy płaskiej dolinie otaczającej Bromo. Mieszkańcy żyją z wulkanu – wielu z nich posiada stare toyoty, którymi wozi turystów na wschód słońca i pod sam wulkan. Część z nich ma koniki – nie wiem co to za raza, ale są drobniutkie, którymi wożą turystów pod górę (biedne koniki), a oprócz tego są oni rolnikami.
Nas okolica zauroczyła! Jest piękna i sprzyja spacerom. Można spacerować wzdłuż pól lub zejść na dół do kaldery i po eksplorować ‘kaniony’. Kaldera ta nazywa się Tengger i ma 16 km średnicy – całkiem duża nieprawdaż! W środku znajduje się 5 wulkanów, z Bromo jest najmłodszym z nich.
Schodząc na dół spotkaliśmy Pana, który coś zbierał na tym zboczu, trudno powiedzieć co.
Widok z dołu na klify, pięknie prawda?
Znaleźliśmy też kawałki materiałów piroklastycznych, które Bromo musiał wypluć. Ostatnia gwałtowna erupcja wulkanu miała miejsce w 2004 roku i w jej wyniku zginęły dwie osoby.
Kolejny rzut oka na Bromo.
Stokroteczki 🙂
Pola uprawne i na wszystkich cebula. Przechadzając się tam czuliśmy się trochę jak w tej piosence o marchewkowym polu tyle, że w tym wypadku było to pole cebulowe.
Kilka ujęć na wulkan i kalderę z hotelowego podwórka.
W następnym poście będzie o wschodzie słońca, podczas którego zmarzłam jak djabli, a potem o samym śmierdzielu Bromo.
Gorąco, wilgotno i pięknie! Ludzie niesamowicie przyjaźni – można powiedzieć raj na ziemi!
Pierwsze wrażenia po wylądowaniu – stolica państwa – Jakarta, lotnisko międzynarodowe – nie zachwyca, gorąco strasznie, klimatyzacja w zasadzie nie działa, aż dziwnie! I to chyba nie moje przyzwyczajenie do dubajskich standardów, bo lotnisko w Bangkoku czy Dheli są zupełnie inne i bardziej hmmm komfortowe.
Kilka informacji przydatnych zanim się wybierzecie do Indonezji.
- Pieniądze:
Waluta Indonezji to rupia indonezyjska. 1 nasza złotówka to około 3650 rupii.
Naczytałam się, że bardzo krytycznie patrzą na banknoty, które przywozi się i wymienia, jest to prawda. Ja miałam ze sobą dolary amerykańskie i o nich napiszę.
Najlepiej mieć banknoty 50 i 100 dolarowe (te 100 dolarowe lepsze) – powinny być młodsze niż 2007 rok – tzn. te nowe, kolorowe. Moje banknoty były nawet młodsze, bo z 2009 roku. Powinny być w bardzo dobrym stanie – za takie dostanie się najlepszy kurs.
Na lotnisku w Jakracie nie wymieniajcie pieniędzy w pierwszym napotkanym kantorze, te ciut dalej w części ogólnodostępnej lotniska mają lepsze kursy wymiany.
Pamiętajcie też, że w Indonezji ceny są liczone w dziesiątkach tysięcy lub milionach więc dostaniecie bardzo dużo banknotów 🙂 Największy nominał jaki wdziałam to 100 tysięcy, a najmniejszy 200 (w formie monety).
Można korzystać również z bankomatów, ale wybierajcie lepiej te które mieszczą się w bankach lub centrach handlowych.
- Wiza
Polacy jak i większość obywateli Unii Europejskiej otrzymują wizę na wjeździe do Indonezji. Jest to wiza na 30 dni, koszt to 35 USD i warto mieć te dolary odliczone, gdyż jeżeli płaci się większym nominałem to resztę dostaniemy w rupiach i nie po najlepszym kursie przeliczenia.
Oczywiście paszport powinien być ważny co najmniej 6 miesięcy.
- Latanie samolotem i lotniska
Najprostszy i najszybszy sposób na poruszanie się między wyspami Indonezji to samolot. Jest wiele wewnętrznych linii lotniczych oraz niezastąpiona w Azji Air Asia. Trzeba pamiętać, że na lotnisku trzeba zapłacić podatek lotniskowy – nie jest on wliczony w cenę biletu lotniczego. Nie znam podatków lotniskowych na wszystkich lotniskach, ale podam te co znam 🙂
Jakarta (Jawa)
|
lot krajowy
|
40000 IDR
|
|
lot międzynarodowy
|
150000IDR
|
Denpasar (Bali)
|
lot krajowy
|
75000 IDR
|
Labuan Bajo
(Nusa Tenggara Timur)
|
lot krajowy
|
10000 IDR
|
- Napiwki
Ludzie tutaj nie oczekują, że dostana napiwek, więc jak dostaną są mile zaskoczeni i bardzo dziękują. Było to dla mnie zupełne zaskoczenie, po doświadczeniach w Indiach gdzie potrafią Ci powiedzieć, że napiwek była za mały i chcą więcej!
Jeżeli możecie to myślę, że warto dawać napiwki, nawet niewielkie. Na Bali na przykład najniższa pensja to 116 dolarów miesięcznie – niewiele prawda!? Dlatego też dając nawet niewielkie napiwki ciut można pomóc – takie 10000 rupii to niecałe 3 złote.
- Prowadzenie auta, motoru, skuterka
Ruch w Indonezji jest lewostronny więc trzeba się przyzwyczaić. Myślę, że można sobie spokojnie poradzić prowadząc auto, aczkolwiek trzeba uważać gdyż miliony motorków i skuterków jeżdżą jak chcą, nie do końca patrząc na resztę ludzi 🙂 My wypożyczyliśmy skuter i daliśmy sobie radę bez problemu.
Trzeba pamiętać o tym iż musimy mieć ze sobą również międzynarodowe prawo jazdy. W wypożyczalni nie zawsze się o nie pytają, natomiast policja lubi zatrzymać obcokrajowców do kontroli i sprawdzać czy je mamy – a jeżeli nie mamy, wlepiać mandaty (zdaje się 600 tysięcy było za brak takowego).
Tyle informacji na początek 🙂 Jeżeli mielibyście jakieś pytania to piszcie. Odpowiem na wszystkie najlepiej jak będę umiała 🙂
Pisałam już kiedyś o wycieczce na półwysep Musandam w Omanie i pływaniu łódeczką. Wtedy płynęliśmy z miejscowości Dibba – dla ciekawych poniżej jest odnośnik do tamtego posta
Część druga khasabskiej opowieści i kolejna porcja zdjęć. Musiałam to podzielić na dwa, bo nie umiałam wybrać ze zdjęć. A szczególnie delfinie zdjęcia były dla mnie problemem, nastrzelaliśmy ich całą masę, bo strasznie podekscytowana byłam! Jak tylko widzę delfiny to przypomina mi się ‘Autostopem przez galaktykę’ i piosenka śpiewana przez delfiny o treści ‘farewell and thanks for all the fish’ 🙂
Kiedyś już pewnie pisałam o tej inwestycji 🙂 W przyszłym tygodniu rusza pełną parą! Będzie miał 11 stacji oraz stacje przesiadkowe na metro – będzie to stacja Dubai Mariba (stacja numer 5) i Jumeirah Lake Towers (stacja numer 3) – oznacza to, że będzie można się dostać na plaże, do Dubai Marina i JBR nie korzystając z auta, co myślę trochę pomoże tym zakorkowanym już strasznie dzielnicom. Tramwaj będzie tez miał połączenie z kolejką na Palmie Jumeirah!
Jeżeli chodzi o opłaty za przejazd to czytałam już tyle różnych wersji, że nie wiem czego się trzymać 🙂
W ostatnim z artykułów jest napisane, że przy wsiadaniu do tramwaju naliczana będzie najwyższa taryfa (7,50 aed) i potem przy wysiadaniu, jeżeli przejechało się mniej stref pieniądze będą oddawane (oddają do 4,50 aed – czyli najtańszy przejazd jest za 3 dirhamy).
Zobaczymy jak to będzie na pewno.
Co roku w Dubaju odbywa się impreza o nazie Dubai Food Festival – wystawiaja się na niej restauracje, odbywają się warsztaty kulinarne – często prowadzone przez znanych szefów kuchni! Można się najeść, napić piwka, posłuchać muzyki, podpatrzyć triki.
Tegoroczny a właściwie przyszłoroczny festiwal bedzie miał miejsce w lutym od 6 do 28 i juz zaczął się promować. W ponizszym linku znajdziecie filmik, w którym szefowie kuchni ‘budują’ najbardziej znane dubajskie budynki z jedzenia 🙂
No cóż może dla palących to raj, bo palić można w wielu miejscach publicznych – restauracjach, klubach, barach. Tak na prawdę zakaz palenia występuje tylko w szpitalach, kinach, od kilku lat w centrach handlowych, na boiskach oraz placach zabaw dla dzieci i w środkach transportu publicznego. Wszędzie indziej palić można :/
Dla wszystkich przyjezdnych z krajów takich jak Polska na przykład, gdzie palenie generalnie w miejscach publicznych jest zabronione jest to dość uciążliwe! Musze powiedzieć, że jak tu przyjechałam to bardzo trudno było mi zaakceptować to, że znowu kiedy wychodzę na imprezę to muszę liczyć się z tym, że po wyjściu z lokalu będę miała zapach podobny do popielniczki.
A tu proszę dziś w internecie napotykam artykuł z przedwczoraj, że zakaz palenia zostanie rozszerzone o kolejne miejsca publiczne! Mam nadzieję, że właściciele klubów i pubów nie znajdą jakiegoś obejścia na ten zakaz! Nie palę i noszę soczewki kontaktowe i zadymione miejsca nie sprzyjają moim oczom. Ale nie tylko ja narzekam, wielu z moich palących znajomych też narzeka na zadymione kluby, czasem jest tak gęsto, że można byłoby siekierę powiesić!
Liczę, że od nowego roku się to zmieni 😀
Aby wspiąć się na Ella Rock i popodziwiać widoki trzeba sobie zarezerwować około 4 godzin (2 w jedną i 2 z powrotem). Najpierw trzeba się przejść torami, gdyż to jedyna trasa jaka prowadzi do początku szlaku. Torami tymi jeżdżą pociągi, ale tylko kilka razy dziennie, a poza tym są ode wolne i dość głośne więc spokojnie zdążycie zejść im z drogi.
Cała trasa jest niezbyt dobrze oznaczona, więc najlepiej zabrać ze sobą jakiegoś miłego tubylca, który za niewielką kwotę (około 15 usd) chętnie pokaże drogę i dodatkowo opowie coś o okolicy.
Szlak na górę wiedzie przez herbaciane plantacje oraz w pobliżu domów. Jeżeli jesteście ciekawi jak się w nich żyje zawsze można zapukać do drzwi, a mieszkający tam zazwyczaj chętnie częstują herbatą.
Widoki są zapierające dech w piersiach!
Na szczycie znajduje się ‘herbaciarnia’, niestety nie udało nam się w niej napić herbaty. Otwarta jest w godzinach porannych, a my weszliśmy tam pod wieczór. Przyznam, że trochę żałowałam, że nie udało nam się napić tam herbaty!
A to widoczki ze szczytu.
Hotelik, w którym mieszkaliśmy był nie najgorszy, ale niestety usytuowany kawałek za miasteczkiem, W związku z tym nie mogłam zakosztować ‘życia nocnego’ Ella 🙂 Pokoje bardzo czyste, wifi w całym hotelu i piękny widok z tarasu! Niżej zdjęcia z tarasu, w takich okolicznościach przyrody śniadanie smakuje wyśmienicie!
Przed lotem postanowiliśmy zobaczyć plaże Sri Lanki, no może nie wszystkie ale chociaż jedną. Wybraliśmy się do Negombo blisko Colombo. Plaża byłą ładna, szeroka i dość czysta, aczkolwiek toalety przy niej nieużywalne.
Woda w oceanie przyjemna, ani za ciepła ani za chłodna.
Większość z tych małych dziurek w piasku była szybem wentylacyjnym krabich norek 🙂 Cała masa małych krabików biegała po plaży 🙂
Trzy kolory stópek 🙂
O mnie
Cześć, mam na imię Wanda. Na moim blogu możecie poczytać o Dubaju, w którym mieszkam, oraz o różnych miejscach, które odwiedziłam :) Kocham podróże i góry, bardzo... kocham też małe futrzaki, które mieszkają ze mną, a mianowicie fretki!
Recent Posts
Archives
- April 2022
- January 2022
- October 2021
- September 2021
- June 2021
- March 2021
- February 2021
- June 2020
- April 2020
- December 2019
- November 2019
- October 2019
- August 2019
- July 2019
- June 2019
- May 2019
- April 2019
- December 2018
- November 2018
- October 2018
- May 2018
- March 2018
- January 2018
- December 2017
- November 2017
- September 2017
- August 2017
- July 2017
- June 2017
- May 2017
- April 2017
- March 2017
- February 2017
- January 2017
- December 2016
- November 2016
- October 2016
- September 2016
- August 2016
- July 2016
- June 2016
- May 2016
- March 2016
- February 2016
- January 2016
- December 2015
- November 2015
- October 2015
- September 2015
- August 2015
- July 2015
- June 2015
- May 2015
- April 2015
- March 2015
- February 2015
- January 2015
- December 2014
- November 2014
- October 2014
- September 2014
- August 2014
- July 2014
- June 2014
- May 2014
- April 2014
- March 2014
- February 2014
- January 2014
- December 2013
- November 2013
- October 2013
- September 2013
- August 2013
- July 2013
- June 2013
- May 2013
- April 2013
- March 2013
- February 2013
- January 2013
- December 2012
- November 2012
- October 2012
- September 2012
- August 2012
- July 2012
- May 2012
- April 2012
- February 2012
- January 2012
- December 2011
- November 2011
- October 2011
- September 2011
- August 2011
- July 2011
- June 2011
- April 2011
- March 2011