Liwa to w zasadzie oaza na pustyni Rub Al Khali, ale my tak nazywamy, dla ułatwienia, całą pustynię w tamtym rejonie. Wybraliśmy się na rajd trasą Abu Dhabi Desert Challenge z 2015 roku. Sześć samochodów, sześcioro kierowców, ośmioro pasażerów, dwa dni, 120 km.
Browsing Tag
emiraty Jutro zaczyna się Ramadan. Pisałam już o tym miesiącu kilkakrotnie na blogu. Potrwa miesiąc, jak to miesiąc, do 7 lipca.
Wklejam linka z postem z tamtego roku o tym co można i o tym czego nie można podczas tego ważnego dla Muzułmanów miesiąca – http://rybimokiem.me/2015/07/kilka-sow-o-ramadanie.html.
Jeżeli w terminie od 6.06 do 7.07 znajdziecie się w Dubaju to dobra ściąga jak się zachować – warto uszanować lokalną kulturę i zwyczaje.
Ramadan Kareem dla wszystkich muzułmańskich znajomych 🙂
Pisałam kiedyś o nawiedzonym mieście w Ras Al Khaima, tu możecie znaleźć link do tamtego posta. Dziś pokażę Wam nawiedzony dom, a w zasadzie pałac. Znajduje się on również w Ras Al Khaima. Chyba mają tam niemały problem w duchami 😉
Pałac ten został wybudowany 22 lata temu za niebagatelną kwotę, bo za 500 milionów dirhamów! Jest to przedziwny architektonicznie twór i ogromne gmaszysko. Podobno niedługo po wprowadzeniu się tam mieszkańców zaczęły się dziać różne, niewytłumaczalne rzeczy typu przesuwające się meble. To przestraszyło właścicieli tak, że porzucili dom i do dziś stoi on pusty.
Mówią, że czasem widać twarze dzieci w oknach oraz, że te dzieci wołają do ludzi. Podobno nawet strażnicy nie zostają tam na noc, zamykają wszystko na 4 spusty o zachodzie słońca i idą do domu. Człowiek którego spotkałam nieopodal pałacu wyglądał na faktycznie przestraszonego kiedy zapytałam go czy ktokolwiek spędza noce na terenie pałacu – powiedział cytuję ‘No ma’am real ghost problem here’.
Znalazłam jeszcze jedną historię tego miejsca – podobno teren na którym stoi pałac należał do dżina i ludzie zbudowali ten dom bez jego zgody, za co on zaczął się mścić. Niebywała jest wiara tutejszych ludzi w dżiny!
Kolejna związana z tym miejscem historia jest taka, że nie musisz szukać drogi do tego miejsca ono znajdzie Ciebie! Po części jest to prawda, gdyż trudno nie zauważyć tego budynku jak już się jest na właściwej drodze. Stoi on na wzniesieniu, ogromny, ponury a inne domy w oddaleniu, jakby w przestrachu. Rzuca się ‘chłopak’ w oczy.
Na poszukiwania nawiedzonego pałacu wybraliśmy się większą ekipą. Patrząc od prawej mamy Magdę i Tomka z www.podróżne.tk, potem jestem ja, i po lewej Marcelina z vloga o życiu w Dubaju (znajdziecie ją na youtube). Wiadomo, jeżeli zapuszczać się w miejsca gdzie straszy to tylko ze sprawdzoną ekipą!
Przedziwna jest też konstrukcja. Architekt tego budynku chyba lubi dziwne twory. Budynek jest nieregularny, z masą nisz, wypustek i innego tałatajstwa.
Co się niewątpliwie odbija na równie nieregularnym wnętrzu. Weszliśmy do środka przez drzwi do garażu, gdyż główne okazały się zamknięte. Większą część parteru zajmuje ogromny hol. W pokojach przylegających do holu znajdują się stare meble, rzeźby i inne przedmioty typu ten wielki dzbanek.
I kolejny dzbanek, ten taki typowy jak używany tutaj do kawy, tyle, że dla giganta 🙂
Cała klatka schodowa, jak również większość pomieszczeń, jest wykafelkowana. Przedziwne to jest, rozumiem kafle na podłodze, ale na ścianach!? Ok w łazience, kuchni, ale w pokojach?! Paweł się śmiał, że skoro cały budynek jest dziwaczny i w sumie budzący grozę, to może te kafle były po to aby…
łatwiej było z nich zmyć krew 😛 Po paru sadystycznych mordach nie było by dziwne gdyby zaczęło straszyć – to oczywiście żart i konfabulacja wywołana przedziwną atmosferą tego miejsca!
Wszystkie drzwi są miastenie rzeźbione. Moim zdaniem są bardzo ładne i w sumie mogłabym mieć takie w domu. Do odpowiednio zaprojektowanych wnętrz pasowałyby idealnie. Wyobraźcie sobie takie w pomieszczeniach w stylu prowansalskim lub rustykalnym.
Sufit holu na parterze kryje w sobie tajemnicę pierwszego piętra…
Żyrandole kryształowe, na ścianach mozaikowe obrazy. Całość jednak dość kiczowata w odbiorze.
Wiele pokojów wygląda trochę jak sale balowe 🙂 Ogromnie ciekawi mnie to jak wyglądały te wnętrza jak dom był jeszcze zamieszkany. Podejrzewam, że stały tu meble w stylu Ludwika XIV jakie można tu znaleźć w sklepach.
Zresztą jak widzicie w składziku ostały się jakieś dokładnie w takim stylu. Pałac za czasów świetności musiał budzić podziw, aczkolwiek był obrazem kiczu nad kiczami 🙂
Mozaika na suficie w przedziwnych barwach, powiedziałabym barbiowych. Nie chciałabym się budzić i widzieć czegoś takiego co rano. Fakt jestem zwolenniczką prostych wnętrz, a to wywołuje u mnie mdłości i kłóci się z przyjętym przeze mnie poczuciem estetyki.
Jakby tego było mało marmurowa toaleta i bidet! Różnych łazienek widziałam chyba z 10. Pomieszczeń mieszkalnych naliczyłam ze 20!
O! a to jest kolejna dziwna tajemnica tego domu. Hol pierwszego pietra! Wygląda jak pomieszczenie do odprawiania tajemnych rytuałów. Na tą piramidę pada światło ze studni prowadzącej na kolejne piętro.
A w tej łazience chyba jakieś ptaczory się zagnieździły, a przynajmniej urządziły sobie małą kloakę.
Kolejne pietro, najwyższe. Pokój z lufcikami w suficie oraz znakami zodiaku wymalowanymi na nim.
A tu ta ‘studnia’ o której pisałam wcześniej, przez którą światło wpada na piramidę. W południe kiedy słońce stoi w zenicie musi się tam rozgrywać interesująca gra świateł i cienia.
Rzut oka na czubek piramidy.
Kilka ujęć znaków zodiaku.
Muszę przyznać, że nie widziałam nigdy wodnika ze skrzydłami anioła.
Sufit kolejnego pomieszczenia.
Wanna została wytargana z pomieszczenia obok, które ma ogromne okna. Hmm fajnie brać kąpiel z widokiem na okolicę.
Przedziwne miejsce budzące grozę, trochę podziw, a trochę mdłości wywołane kiczowatością niektórych pomieszczeń. Myślę, że dziwne uczucie, które mi towarzyszyło w tym domu to sprawa zasłyszanych/przeczytanych historii na temat tego miejsca…
…a może to był jednak dżin!?
Wybieramy się niebawem na wakacje. Składać się one będą z kilku etapów. Ten do którego trzeba się przygotować kondycyjnie to trek rowerowy w Nepalu. W związku z tym, że na rowerze nie stacjonarnym jeździłam ostatnio przed przeprowadzką tutaj – czyli ponad 3 lata temu, postanowiłam potrenować. Chociażby po to aby tyłek się przyzwyczaił do siodełka 😉
Na szczęście jest tutaj coś takiego jak Al Qudra cycle path – czyli ścieżka rowerowa, hmmm tor kolarski chyba byłoby lepszym określeniem. Na pustyni pod Dubajem wzdłuż drogi o nazwie Al Qudra wybudowano ścieżki rowerowe. Krótsza trasa ma 18 km, a dłuższa 49 km.
Dla nie posiadających własnego pojazdu jest wypożyczalnia rowerów – w ofercie mają kolarzówki i hybrydy (takie miejsko – góralskie).
Jakby ktoś był zainteresowany powyżej link do strony tejże wypożyczalni. Sezon powoli się kończy, niedługo temperatury sięgną 40 stopni i więcej – podejrzewam, że pedałowanie w takiej temperaturze może być męczące (oj na bank jest) – ale zapaleńców jeżdżących wczesnym rankiem lub późnym wieczorem na pewno się znajdzie!
My jeździmy około zachodu słońca, czyli zaczynamy pedałować koło 6. Ostatnim razem, a mianowicie w poniedziałek (28.04) zrobiliśmy dłuższą trasę – dokładnie 49.76 km w 2 godziny 39 minut. Temperatura powietrza 35-36 stopni i wiatr prosto w twarz – ale daliśmy radę! Musiałam się pochwalić, bo dumna z siebie jestem, w zasadzie z nas 😀
Największy miałam kryzys po jakiś 15 km, ale sama sobie w głowie wstawiłam gadkę motywującą w stylu kto ma dać radę jak nie ja i… przejechałam 🙂
Po drodze podczas pedałowania spotkaliśmy gazele Al Reem – niestety do czasu kiedy udało mi się wyciągnąć telefon z kieszeni ich już nie było 🙁
Oraz spotkaliśmy takiego oto Pana Jaszczura
Odgoniliśmy go od drogi coby go nikt nie przejechał. Od kolegi naszego specjalisty zwierzęcego dowiedziałam się, że Pan Jaszczur to biczogon arabski. Piotrek powiedział, że są one niestety tutaj spożywane i to w dodatku na surowo, a przysmakiem są ciężarne samice – takie z jajkami w środku 🙁 Nie maja gadziki łatwego życia niestety. Mam nadzieję, że tego napotkanego przez nas nie spotka szybka i niespodziewana śmierć i dożyje swojej gadziej starości w spokoju.
To była pierwsza taka duża jaszczura jaką tu widziałam, do wszechobecności gekonów już przywykłam. Na pustyni można spotkać ‘ryby piaskowe’ – bardzo ładne jaszczurki o długości ok 10 centymetrów i pięknym mieniącym się kolorowym ubarwieniu. A tu proszę Pan Jaszczur sobie idzie i ma prawie pół metra! No dobra przesadziłam, ale ze 40 cm miał 🙂
Rub al Khali to największa na świecie piaskowa pustynia. Pokrywa ona prawie całą południową część półwyspu arabskiego (około 650 tysięcy kilometrów kwadratowych) i jest jednym z najbogatszych w ropę naftową regionów świata. Są tu tylko wydmy, od czasu do czasu wyschnięte słone jezioro i nic więcej (no oprócz ropy). Zabłądzić jest bardzo łatwo, co przy panującym tu super suchym klimacie i temperaturach dochodzących do 60 stopni Celsjusza może okazać się przygodą ostateczną. Jest to jedno z tych miejsc gdzie dobry GPS to podstawa!
A sama pustynia jest piękna, majestatyczna, ale również budząca grozę! Wydmy są waniliowe w kolorze, czasem z lekkim pomarańczowym nalotem. Dna wysuszonych słonych jezior bywają brunatne do czarnych, a do tego wszystkiego niebieskie niebo – całość tworzy magiczną harmonię. Niby monotonia barw, a jednak ciesząca oko.
Wydmy tutaj są zupełnie inne od tych w okolicach Dubaju czy Al Ain, gdzie do tej pory jeździliśmy. Te tu są ogromne, poprzecinane głębokimi nieckami i nie bez powodu mówi się, że to nie jest miejsce dla początkujących. Teren jest trudny i na prawdę łatwo o dość duży kłopot lub tragedię.
Zostaliśmy zaproszeni na tą wyprawę przez Offroad zone – fajny sklepo/warsztat specjalizujący się w przerabianiu/ulepszaniu autek. Chłopaki kochają Jeep’y Wranglery więc wpasowaliśmy się idealnie. Na 25 aut wranglerów było 19! Muszę powiedzieć, że szkoda że Liwa (tak nazywa się główna miejscowość tamtego terenu) leży tak daleko. Z Dubaju to ponad 300 km, ale wrażenia bezcenne!
Po całym dniu jazdy (najpierw na miejsce, a potem na pustyni) rozłożyliśmy obóz. Z dala od jakichkolwiek osad oraz źródeł światła, nocne niebo rozświetlone było miliardami gwiazd. Księżyc w nowiu więc również nie przeszkadzał w upajaniu się widokiem. Było widać nawet te najmniejsze i najsłabiej świecące punkciki na niebie – chociażby dla tego doświadczenia warto tam było pojechać. Leżeć i gapić się na gwiazdy mogłabym zawsze. A kiedy widać ich tak wiele jestem pewna, że ktoś tam, gdzieś na dalekiej planecie, też leży i gapi się na nie i rozmyśla o innych cywilizacjach. Bo na pewno tam jeszcze ktoś jest – jeżeli nie, to byłoby to absolutne marnotrawstwo przestrzeni – nie uważacie?!
Konwój w drodze…
Konwój w drodze…
Po drodze mijaliśmy muzeum samochodów Szejka Rainbow. Kiedyś muszę tam koniecznie wrócić, a wtedy podzielę się z Wami zdjęciami i wrażeniami. Teraz tylko jedno ogromne autko, a mianowicie Land Rover Defender.
Tutaj już na pustyni… zanurzamy się w odmętach Rub Al Khali…
Długo się zastanawiałam co przypominają mi te wydmy. Cały czas coś ‘deserowatego’ i słodkiego chodziło mi po głowie… I dziś oglądając i wybierając zdjęcia mnie olśniło!!! One wyglądają jak karpatka robiona przez moją siostrę 😀
Napotkaliśmy też ogromną równinę – pozostałość po istniejącym kiedyś tam słonym jeziorze, a nawet ostatki tego jeziora.
Oczywiście wszyscy rzucili się do robienia zdjęć…
Widoki niesamowite, a wydmy ogromne, są i takie które mają ponad 800 metrów wysokości!
Widok ze szczytu w dolinę
Konwój – prawie w całości
Jeepy, Jeepki, Jeepunie… 😀
Błogość… Pustynia to dla mnie ucieleśnienie spokoju…
Ktoś się musiał zakopać, a w tym wypadku powiesić na załamaniu wydmy.
Nie ma jak to pohasać w poprzek ścianki.
Obóz, wieczorem ognisko, grill, przeciąganie liny, shisha…
I wspinaczka piaskowa
A oto nasz poranny gość. W nocy zresztą była ich cała masa – gości znaczy się, różnych, bo tropów dookoła namiotu naliczyłam około 10 różnych, w tym jakiś myszkowych też.
Pustynia o poranku. Około 9 rano było już 28 stopni i zapowiadał się bardzo upalny dzień (data 01.03).
Hotel Qasr al Sarab – ładnie się tam prezentował w oddali
Droga do domu… korzystając z okazji, że już jesteśmy w okolicy pojechaliśmy okrężną drogą przez Liwa
Liwa to oaza, i muszę powiedzieć, że faktycznie okolica obfitująca w gaje palmowe oraz pola uprawne.
Po drugiej stronie ulicy zaczyna się już Empty Quarter, bezkres piasku…
Na zachód i południowy zachód od Abu Dhabi w kierunku Madinat Zayed ciągnie się płaska dolina wyschniętego jeziora. Niesamowity widok, gdyż cały teren jest płaski jak stół! Tam też buduje się pierwsza nitka kolejowa w Emiratach oraz wielka elektrownia słoneczna Al Shams (co oznacza po prostu słońce).
Tak zakończyła się nasza przygoda z Empty Quarter. Ale na pewno nie był to pierwszy i ostatni raz! Mam nadzieję, że wrócimy tam jeszcze wielokrotnie!
Parki wodne lub inaczej aquaparki to coś co tygryski lubią bardzo bardzo 🙂 Niedawno otworzono nowy park wodny niedaleko Abu Dhabi na wyspie Yas. Nazywa się Yas Waterworld i jest… super!
Yas Waterworld umiejscowiony jest tuż obok Ferrari World i toru Formuły 1. Niestety zapomniano o znakach drogowych kierujących na park, więc jakby ktoś się wybierał to należy się najpierw kierować na Yas Island, jak już się jest na wyspie to kierować się na Ferrari World i Ikea. Park leży tuż za Ferrari World. Drogowskazy na park pojawiają się jak jesteśmy za jego płotem – małe niedopatrzenie!
Sam park to 15 hektarów, które wypełniają zjeżdżalnie, baseny, rollercoaster, restauracyjki itd. Mamy tam 43 różne atrakcje o różnych stopniach trudności, poziomu wydzielania adrenaliny czy jak to jeszcze inaczej nazwać 🙂
Jest duża część przeznaczona dla małych dzieciaczków, czyli każdy znajdzie tam coś dla siebie!
Cena – za cały dzień zabawy zapłacimy 235 dhs, dzieci ze wzrostem poniżej 1,1 m za wejście zapłacą 190 dhs, a dzieci do 3 lat wchodzą za darmo. Polecam wybranie się do parku w zwykły dzień tygodnia, gdyż w weekendy i święta są tłumy i wtedy warto zaopatrzyć się w bardziej kosztowny bilet, który zapewnia mniejsze kolejki do atrakcji – niestety kosztuje on sporo bo aż 435 dhs. Przypominam, że weekendy w Emiratach to piątek i sobota!
Rollercoaster o nazwie Bandit Bomber tak bardzo nam się podobał, że byliśmy na nim kilkanaście razy ;D Cała przejażdżka, jak dla mnie gracza w World of Warcraft wygląda jak wyjęta z tej gry goblińska kraina 🙂
Jeżeli chodzi o jedzenie w parku, to ma ceny parkowe. Nie najtaniej ale też nie jakoś strasznie drogo – tak po emiracku. Zestaw pizza wegetariańska z dużą pepsi kosztował 55 dhs – dodam, że pizza była spora – taka porcja na dwie dziewczyny 😀
A wracając do ślizgawek.
Wężowe przejażdżki to 6 pozawijanych rur zakończanych wężowymi łbami. Zjeżdża się w nich na tubach (podwójnych lub pojedynczych). Każda z nich ma różną szybkość i niespodzianki w środku 🙂
Sebag – zjazd na matach, na brzuchu, głową do przodu. Super fajna zabawa! Niestety ja jadąc dwa razy, dwa razy uderzyłam głową w rurę na zakręcie co skończyło się ogromnym guzem i bólem głowy :/ Nie wiem co źle zrobiłam, może za mocno trzymałam się maty?
Hamlool’s Humps – tego trzeba spróbować 🙂 Jest jeszcze Liwa Loop – tym razem stchórzyłam ale może następnym razem??
Jeżeli chcecie obejrzeć więcej to tutaj jest adres strony parku https://www.yaswaterworld.com/en
Dla każdego fana parków wodnych jest to miejsce warte odwiedzenia. A nawet jak fanem nie jesteś to jest to miejsce, w którym każdy znajdzie coś dla siebie 🙂 Ja polecam z czystym sumieniem – warte swojej ceny! A i zapomniałam dodać są kupony do tego parku we wspominanych przeze mnie wcześniej wiele razy Entertainerach 🙂
O Saadiyat Island pisałam już przy okazji Muzeum Narodowego, które ma tam powstać. Ma tam powstać o wiele więcej. Muzea, sale koncertowe, teatry i wiele innych – jednym słowem miejsce dla kultury przez duże K. Ale nie ma śmiania budują Louvre!
Będzie to pierwsze tego typu muzeum w arabskim świecie.
Otwarcie w roku 2015.
Uaktualnienie – otwarcie ma się odbyć w grudniu 2016 r. – wg. najnowszych doniesień z sierpnia 2016 r.
Już jakiś czas temu, bo 19 kwietnia 2013 był ten koncert, ale jakoś nie zbierało mi się aby poprzegrywać zdjęcia z telefonu – wiem wstyd!
Był to już drugi koncert Metallicy w Emiratach i znowu chłopaki dali czadu! A tak w ogóle to koncert był boski, bo setlista była super! Mocne wejście z ‘Hit the lights’, ‘Master of Puppets’potem ‘The Shortest Straw’ i aby dopełnić szczęścia ‘ Harvester of Sorrow’. Zagrali razem 18 kawałków! Była moc i ‘Orion’ na żywo 😀
Koncert, tak jak poprzednim razem, była na stadionie Du Arena na Yas Island, zaraz obok Ferrari World.
Ludzi jak zwykle bardzo dużo, chociaż muszę powiedzieć, że koncerty na świeżym powietrzu w połowie kwietnia to jest już lekka rzeźnia! Gorąco jak diabli!
Ta opaska z Jackiem Danielsem to dowód na to iż mam 21 lat i mogę zakupić alkohol 🙂
Fajne jest to, że można tu sobie bez problemu zakupić piwko, winko czy waśnie Jacka D. i nie trzeba siedzieć w jakimś durnym ogródku, aby to wypić. Jak na Emiraty i biorąc pod uwagę, że był to koncert, ceny nie były jakieś strasznie powalające.
Tym razem udało nam się zakupić koszulki.
FunPit i reszta nieszczęśników 🙂
Moje kochane busta gripy 🙂
Set lista dla zainteresowanych 🙂
1. Hit the Lights
2. Master of Puppets
3. The Shortest Straw
4. Harvester of Sorrow
5. The Unforgiven
6, The Four Horsemen
7. Broken, Beat & Scarred
8. Sad but True
9. Fade to Black
10. Orion
11. One
12. For Whom the Bells Tolls
13. Battery
14. Nothing Else Matters
15. Enter Sandman
i na bis
16. Creeping Death
17. Fight Fire with Fire
18. Seek & Destroy
Była moc \m/
Polecieliśmy balonem 🙂
Lot ten dostałam od mojego Pawła na urodziny! Muszę powiedzieć, że trochę się bałam przed, bo mam lęk wysokości. Ale na prawdę nie ma się czego bać! Oboje mamy lęk wysokości a podczas tego lotu w ogóle go nie odczuwaliśmy.
Lot zorganizowała firma http://www.ballooning.ae/ i szczerze mogę ich polecić dla wszystkich którzy chcą spróbować tego rodzaju rozrywki w Dubaju. Pełna profeska!
Wstać trzeba wcześnie, bo lot balonem jest rano w czasie wschodu słońca. Widoki są nieziemskie a ta cisza w górze upajająca.
Balony startują z pustynnego obozy Sky Dive Dubai, to jest około 40 minut drogi od Dubaju na drodze 66 do Al Ain. Lot trwa mniej więcej godzinę, mieliśmy dużo szczęścia z wiatrem, bo zaniósł nasz balon wprost nad rezerwat przyrody, gdzie mogliśmy obejrzeć gazele al reem i oryksy w ich naturalnym środowisku.
Naszym pilotem był Piter, były żołnierz a do tego nasz bratanek bo Węgier 🙂 Po zachowaniu można było zgadnąć, że kiedyś był żołnierzem 🙂
Zdjęć mam całą masę więc będzie kilka części obrazkowej opowieści o locie balonem 🙂 Mam nadzieję, że nie zanudzę Was tym na śmierć!
O mnie
Cześć, mam na imię Wanda. Na moim blogu możecie poczytać o Dubaju, w którym mieszkam, oraz o różnych miejscach, które odwiedziłam :) Kocham podróże i góry, bardzo... kocham też małe futrzaki, które mieszkają ze mną, a mianowicie fretki!
Recent Posts
Archives
- April 2022
- January 2022
- October 2021
- September 2021
- June 2021
- March 2021
- February 2021
- June 2020
- April 2020
- December 2019
- November 2019
- October 2019
- August 2019
- July 2019
- June 2019
- May 2019
- April 2019
- December 2018
- November 2018
- October 2018
- May 2018
- March 2018
- January 2018
- December 2017
- November 2017
- September 2017
- August 2017
- July 2017
- June 2017
- May 2017
- April 2017
- March 2017
- February 2017
- January 2017
- December 2016
- November 2016
- October 2016
- September 2016
- August 2016
- July 2016
- June 2016
- May 2016
- March 2016
- February 2016
- January 2016
- December 2015
- November 2015
- October 2015
- September 2015
- August 2015
- July 2015
- June 2015
- May 2015
- April 2015
- March 2015
- February 2015
- January 2015
- December 2014
- November 2014
- October 2014
- September 2014
- August 2014
- July 2014
- June 2014
- May 2014
- April 2014
- March 2014
- February 2014
- January 2014
- December 2013
- November 2013
- October 2013
- September 2013
- August 2013
- July 2013
- June 2013
- May 2013
- April 2013
- March 2013
- February 2013
- January 2013
- December 2012
- November 2012
- October 2012
- September 2012
- August 2012
- July 2012
- May 2012
- April 2012
- February 2012
- January 2012
- December 2011
- November 2011
- October 2011
- September 2011
- August 2011
- July 2011
- June 2011
- April 2011
- March 2011