Wylądowaliśmy w Delhi wczesnym wieczorem w niedzielę, zupełnie nie wiedząc czego mamy się spodziewać po tym mieście. Lotnisko jest ładne, przestronne i zupełnie inne niż reszta Indii, chociaż obsługa trochę opieszała i szczerze mówiąc nie mam pojęcia dlaczego jest na drugim miejscu w klasyfikacji lotnisk na świecie! 

Zaraz po przejściu odprawy paszportowej jest duży sklep wolnocłowy dość dobrze zaopatrzony. Można tam kupić jakiś odkażacz typu whisky czy inny wysokoprocentowy alkohol – a warto sobie wypić wieczorem dla zdrowotności przewodu pokarmowego, gdyż poziom higieny w restauracjach jest dość wątpliwy.
Nasz przewodnik, którego wspominać nie będę bo moim zdaniem był mało profesjonalny, przyjechał po nas rozlatującą się toyotą z kierowcą, aby zawieźć nas do hotelu. I tu zaczyna się przygoda z syfem bez granic 🙂 Hotel, usytuowany w dzielnicy Pahar Ganj, o nazwie Cottage Ganga Inn trochę mnie przeraził, zresztą sama dzielnica też. Kosztował niewiele bo około 15 euro za osobę, ale też wiele sobą nie reprezentował. Pokoje brudne a ręczniki, o które musieliśmy się i tak wykłócić, były w kolorze, jak to określił Paweł, marmurkowym – co oznacza tylko tyle, że były brudne okrutnie. Tutaj chciałabym Was ostrzec trochę przed opiniami na Tripadvisor’ze – według opinii ludzi na tejże stronie ten hotel był ‘spotlessly clean’ – ktoś kto napisał tą opinię, albo miał ogromną wadę wzroku, albo zupełnie inne standardy!
 
Wydaje mi się, że zwiedzanie tego kraju trzeba zacząć od zamieszkania w lepszej dzielnicy, bo ta może być za dużym szokiem. W garażu przy uliczce prowadzącej do hotelu był śmietnik, a w nim stała sobie czarna krowa i pożywiała się. Nie muszę chyba pisać o unoszącym się w około zapaszku zupy śmieciowej.
 
Sama dzielnica znajduje się zaraz koło głównej stacji kolejowej i jest dzielnicą budżetowych hoteli, a raczej hosteli, którą lubią ‘backpakersi’ i inni podróżujący za przysłowiową złotówkę. Więc jeżeli oczekujesz czegoś więcej niż to wybierz inną dzielnicę, szczególnie jeżeli liczysz na ciepłą wodę w kranie!
 
Wieczorem i w nocy dzielnica ta nie wygląda aż tak źle, ale w dzień ukazuje się w pełnej okazałości, odziana w szaty z ton śmieci i zwisających kabli. Jeżeli chodzi o te przewody elektryczne to myślę, że jest to wynik tego, iż jest to region aktywny sejsmicznie i pewnie łatwiej naprawić sieć elektryczną jak jest na zewnątrz, ale mimo wszystko można by to było zrobić bardziej porządnie, a może się czepiam.
 

Panowie rikszarze, a w zasadzie tuk tukowcy czekający na klientów. Jak tylko zbliżasz się do nich to zaatakują Cie aby zaproponować Ci kurs w każde miejsce które sobie wymarzysz 😛 Trzeba jednak pamiętać, że pierwsza podana przez nich cena jest zazwyczaj kosmiczna. Każdy tuk tuk jest wyposażony w taksometr, ale szczerze nie wiedziałam aby któryś z nich działał.

Ganpati Palace hehe, pałac jak nic 🙂

W całych Indiach można spotkać ogromną ilość psów. Zazwyczaj są bardzo przyjaźnie nastawione do ludzi i dają się głaskać. A jak dasz im coś do jedzenia to zostaną Twoimi najlepszymi przyjaciółmi. Mural z Ghandim

Stare ambasadory to najbardziej popularne taxówki w Delhi. Używane są również jako auta rządowe. Mają swój urok, chociaż resory przestały działać lata temu.

 
Różnego rodzaju kapliczki można znaleźć na każdym kroku. Ganesha, Hanuman, Lakshmi i inni spoglądają na nas również z szyb w taxówkach i tuk tukach oraz rikszach.
 
 

Ta ławeczka znajduje się na zamkniętej uliczce na której jest świątynia Dźinijska, jest to hmm religia ale bez boga, można to też nazwać systemem filozoficznym. Wyznawcy są weganami i oczywiście nie używają niczego co pochodzi od zwierząt i żywych stworzeń, dlatego też trzeba zdjąć z siebie wszystko co jest zrobione ze skóry zanim wejdzie się do świątyni. Uliczka ta była czysta i wysprzątana, co było miłą odmianą.

 

Zewnętrze wyżej wspomnianej świątyni.

A poniżej już zwykła ulica z ogromem ludzi.

Tego typu tragarzy widzi się na każdym kroku. Na wsiach i w mniejszych miastach bardzo częstym widokiem są też kobiety niosące w ten sposób ogromne dzbany z wodą.
Meczet, ale zabijcie mnie nie pamiętam nazwy :/ Za dużo tego wszystkiego było aby zapamiętać.

Ta plątanina kabli jest urzekająca. Nie chciałabym tam pracować jako elektryk!

Świątynia Sikhijska poniżej. Religia ta powstała w Pendżabie w XV wieku. Założycielem był Guru Nanak. Ma około 24 milionów wyznawców na świecie (głównie w Indiach, ale w Polsce również, bo gdzieś pod Warszawą jest ich świątynia). Jest to religia przeciwna wojnom, a została założona aby nie dzielić ludzi, gdyż można chwalić boga niezależnie od jego imienia. Jest to połączenie hinduizmu i islamu – wyrzucili z obu tych religii to co im nie pasowało i zostawili to co uważali za dobre. Ich świątynie nazywają się gurudwarami.

W każdej Gurudwarze są miejsca noclegowe dla wiernych w podróży, każdy zostanie tam też nakarmiony.
Niestety nie mam więcej zdjęć tej świątyni (tylko te trzy poniżej) gdyż nasz sprzęcior coś zamieszał i zniknęły 🙁 A naprawdę piękna ta świątynia jest!
 
 
Krowy, bawoły to norma na ulicach Delhi oraz innych miast. Ten tutaj ciągnie wóz, ale jest też cała masa wałęsających się sobie jak bezpańskie psiaki.
 
 
 
Share: